Skip to content →

Włajaż, włajaż…

Dzisiaj w ten piękny zamulony deszczowy dzień postanowiłem przypomnieć sobie ciepłe letnie popołudnia i przy okazji napisać o tym co mnie akurat najbardziej inspiruje do dalszego jeżdżenia na desce. Może Tobie też to podniesie poziom zajawy i da motywację do robienia jeszcze lepszych numerów. Każdy skejcik ma swoją ulubioną miejscówkę, sam takową miejscówkę posiadałem za małolata i mam ją tak objeżdżoną, że już nie wiem co jeszcze można by na niej zrobić. W posiadaniu swojego ulubionego miejsca do jazdy nie ma nic złego (lub nawet kilku ulubionych miejsc), ale wydaje mi się, że po pewnym czasie takie miejsce ogranicza twoją kreatywność, a po jeszcze dłuższym czasie zabija zajawe i wykonuje się już tylko progres wsteczny. Dlatego od zawsze cieszyłem się na każdy „deskorolkowy włajaż” i starałem się namawiać ziomeczków do jak najczęstszych wyjazdów. Za małolata oczywiście ograniczało się to do wyjazdu „na boksa” do koleżków z sąsiedniego miasta ale i to już w tedy naprawdę cieszyło. Oczywiście im byłem starszy tym odległość się zwiększała a wraz z nią rosła zajawa. Przełomem było to kiedy mój ziomeczek (pozdro dla wariata!) z którym od zawsze jeżdżę na desce zrobił prawo jazdy i wsiedliśmy do samochodu. Świat deskorolkowych miejscówek powiększył się wtedy znacznie. Pamiętam że odwiedzaliśmy wszystkie możliwe skateparki i miejscówki w promieniu 200 km. Do dzisiaj mamy tak że wsiadamy w auto i jedziemy tam gdzie nas jeszcze nie było. Oczywiście nie trzeba posiadać auta żeby gdziekolwiek pojechać wycieczki pociągowo-autokarowe mają też wiele swoich zalet, a pierwsza i najważniejsza chyba to to, że można „coś ciupnąć” w drodze :D. Więc jeśli padła ci zajawa spakuj świeże majty i skarpetki, przypnij deskę do plecaka i w drogę. Finałem podroży z deską pod pachą są moim zdaniem wyjazdy zagraniczne. Wymagają odpowiedniego przygotowania i większej ilości gotówki, ale cieszą najbardziej. Zazwyczaj taki wyjazd trwa kilka dni, a im dłużej trwa tym więcej się może wydarzyć i będzie o czym wspominać w taki dzień jak dziś (wychodzę zaraz do poola na szczęście). Wydaje mi się też że bardzo ważne jest to z kim się jedzie i jakie się ma nastawienie do takiego wyjazdu. Wesoła ekipa to chyba podstawa, a pozytywne nastawienie to druga rzecz. Wiadomo obce kraje to też ewentualna masa problemów, ale jak śpiewał artysta „nie ma takiej rury na świecie której nie można odetkać” więc nie martwił bym się niczym, do domu wrócisz na pewno. Podroż w nieznane to zawsze dobry dreszczyk emocji. Oczywiście najlepiej jeśli nic przykrego się nie stanie i nie będzie żadnych ponadplanowych strat: skradzionych laptopów, aparatów, kamer, desek, dokumentów, połamanych nóg i rąk, odwiedzin w szpitalu lub przypałów z policją. Jedno jest pewne żałować że pojechałeś nie będziesz nigdy. Od tej deszczowej zamuły doznałem olśnienia i postanowiłem opisać jak wygląda taki wyjazd zagraniczny. Nie będzie to jakiś szczegółowy plan wycieczki do skopiowania, raczej luźna zajawka na taki włajaż. Miałem okazję pojeździć na desce w kilku krajach Europy a chciałbym dziś opisać moim zdaniem najłatwiejszy do zorganizowania dość tani ale bardzo dobry wyjazd do Pragi.

Praha

Pewnie już nie jeden z was tam był, bo to chyba najpopularniejsze miejsce wyjazdów Polskich skejcików, więc pisze dla tych co nie mieli jeszcze okazji. Zdaje sobie też sprawę że dla nas „chłopaków z południa” (hahaha) Praga to miejsce niedalekie ale dla kogoś ze Szczecina bliżej będzie jechać np. do Berlina. Pomimo to gorąco polecam Praszkę skejcikom z całej Polski. Pierwsza sprawa, o którą rozbija się taki wyjazd to kasa i tu Praszka ratuje dobrze bo ceny w zasadzie są takie same jak w Polsce. Euro nie upadla tak samo jak drogie spanie jak to bywa w krajach Europy Zachodniej. Dobrze też ratuje tanie piwko. Można pojechać na naprawdę dużym minimalu finansowym, który tak naprawdę pokrywa koszty transportu, spania i oczywiście obowiązkowej bomby. Jedzenie możesz wziąć z lodówki z domu (hahaha). W zasadzie polskim zwyczajem można przykombinować na wszystkim począwszy od przejazdu (jeśli jedziesz pociągiem kup bilet tylko do granicy czeskiej potem kup bilet do Pragi na czeskiej stacji lub u czeskiego konduktora będzie znacznie taniej niż jeśli kupisz bilet bezpośrednio do Pragi) a skończywszy na spaniu (turbo tanie akademiki i wynajęcie pokoju 2 osobowego a spanie w 6 osób). Jeśli potrafisz dobrze kombinować to kasy na tą obowiązkową bombę (którą też można zawsze uskutecznić za darmo) będziesz miał pod dostatkiem. Oczywiście kombinuj bez przypału. Druga sprawa to to, że zawsze się zastanawiałem czy warto wydawać tyle kasy na wyjazd i jak do tej pory nigdy tego nie żałowałem, a spłukiwałem się czasem do zera i do końca miesiąca trzeba było klepać biedę. Wspomnienia o triczkach które siadły są bezcenne, a za wszystko inne zapłacisz kartą kredytową (hahaha). Dojechać do Pragi można oczywiście autem pewnie nawet samolotem ale pociąg to najtańszy i w miarę szybki sposób na dojechanie na miejsce. Polecam pociąg też dlatego, że dzieje się w nim naprawdę sporo. Pociąg z Krakowa do Pragi to jadąca po szynach impreza, do tego w międzynarodowym towarzystwie, ale jak się uprzesz to też się prześpisz. Jak już dojedziesz będziesz musiał gdzieś spać. Spanie w Pradze można ogarnąć przez Internet lub szybkim telefonem, wybór jest spory: od tanich akademików do niedrogiego hostelu w centrum. Jeśli masz trochę więcej kasy śpij w centrum. O spanie lepiej zadbać trochę wcześniej, bo może się okazać że akurat jest zjazd fanów pokemonów w mieście i nie ma gdzie spać. Rezerwacje można ogarnąć przez Internet. Zdarzyło mi się też dzwonić, żeby zarezerwować spanie i wystarczyła szybka wymiana zdań po angielsku z panią z recepcji w hostelu, żeby zarezerwować sobie pokój. Z dogadaniem się w stylu "Ty po polsku a Pani po czesku" też nie ma większego problemu (kolejny plus wyjazdu do Czech). Jedzenie to jest wydatek, którego nie ominiesz ale nie jest drogie a za to bardzo smaczne. Z rzeczy które ewentualnie można jeszcze zakupić to kilkudniowy bilet na tramwaje i metro, ale możesz też to olać jeśli posiadasz bilecik „całoroczny niewidoczny” (kontroli nie widziałem nigdy ale podobno chodzi umundurowana i widać ich z kilometra). Przed wyjazdem polecam też ogarnąć dość prostą sprawę, która może okazać się ratującą życie, a mianowicie ubezpieczenie. Za 20-30zł można się ubezpieczyć na kilka dni (jest opcja sportów ekstremalnych) od wszelkich nieszczęśliwych wypadków i co najważniejsze od pokrywania kosztów leczenia. Rachunek który mógłbyś dostać po wizycie w szpitalu gdzieś za granicą może konkretnie upodlić, dlatego te 20zł może się okazać, że będzie najlepiej wydanymi dwoma dychami przez ciebie w życiu (znam jeden przypadek gdzie bez tego było by bardzo źle). Takie ubezpieczenie można kupić w każdym biurze podróży, a skręcić kostkę, złamać rękę na desce czy dostać w mordę na imprezie można bardzo łatwo o potknięciu się po pijaku nie wspominam. Więc jesteś już ubezpieczony i dojechałeś na miejsce, masz gdzie spać, zjadłeś czizika w maczku, czas ruszyć na miasto. Wcześniej polecam obejrzeć "Black Rabbita" albo ten ostatni czeski film i poszukać tych miejscówek, które można w tych filmach zobaczyć.

Metro

Wszędzie dojedziesz zajebistym metrem i tramwajami które jeżdżą w kółko (jak będziesz to się dowiesz). Obowiązkowo trzeba iść na stalina i na mistik, reszta zależy od ciebie. W Pradze jest przynajmniej kilkanaście ciekawych miejsc gdzie można pojeździć na desce, więc nie warto zamulać na jednym spocie. Nie narysuje żadnej mapy pytaj lokalsów i zwiedzaj miasto na deskorolce na pewno na coś trafisz.

Mystic

Stalin

Jak dla mnie Praga to deskorolkowy raj, do tego bardzo spokojne i wyczilowane miasto na naprawdę Europejskim poziomie, w którym deskorolka i deskorolkowcy to nie ciężkie przestępstwo, ale uważaj ziomeczku bo „pokuta” nie śpi i może się przykleić jakiś mandat. Poza ciekawymi spotami Praga cieszy pięknymi dziewczynami, dobrym jedzeniem, tanim piwkiem i nocnym życiem. Można też czasem wpaść do jakiejś galerii, zamku, na wieżę widokową i tego typu sprawy, których również w Pradze nie brakuje. W moim przypadku kończy się to zawsze na zmianę: deskorolka, bomba, deskorolka, bomba… i tak przez wszystkie dni. Polecam taki wyjazd każdemu skejcikowi, ze względu na jego odmulający charakter i mocne podniesienie poziomu deskorolkowej zajawki.  Plus kilka nowych trików, których można się nauczyć i podpatrzyć od lokalsów na miejscówkach. Ciepłe letnie popołudnie na stalinie z ziomeczkami przy piwku (i wodzie z hydrantu) to jest coś co warto w życiu zaliczyć. Polecam też popatrzyć na poziom jazdy naszych czeskich kolegów, oraz wyjątkowy moim zdaniem czeski styl. Ciężki rap, mocne gwiazdorstwo, małolaty, jaranie i triki z popem to się rzuca w oczy najbardziej. Śmieszną sprawą jest też to, że czasem na stalinie jest więcej Polaków niż Czechów, dlatego jeśli już tam się wybierasz zachowuj się i pamiętaj że jesteś przyjezdny, żeby w przyszłości można był spokojnie jeździć w ciepłe słoneczne dni do Pragi i cieszyć się tym wszystkim. Deskorolka i podróże to jest to co mnie trzyma dobrze. Do zobaczenia na stalinie w wakacje!

Karlowe – ciężka imprezownia ;D

Obejrzyj koniecznie !!!

Published in Felietony

Comments are closed.