Skip to content →

Toy Machine “Brain Wash” – recenzja.

2010 to rok konkretnych produkcji, na które większość z nas niecierpliwie czekała. „Hallalujah” ,czy „Stay Gold” to filmy, które przynajmniej w mojej wideotece znalazły się na półce oznaczonej jako „sztosy”. Kolejnym SV, które dołączy do nich i całej reszty „ulubionych”, to Toy Machine, „Brainwash”, który to wręcz nie pasuje do ery „wypieszczonych montaży z pod znaku jakości HD” i właśnie chyba to może podobać się zwolennikom powracania do korzeni skateboardingu, a przede wszystkim stylu firmy Toy Machine…

Ostatnią produkcją Toy Machine był film „Sufler The Joy”.. Minęły 4 lata, a firma ciągle ma się dobrze i nie zmienia swojego wizerunku, który od samego początku kreowany jest przez Ed’a Tempelton’a.

Dyrektorem produkcji został Kevin Burnett, odpowiadający również za inne filmy tej marki. Poprzedzając światową premierę „Brain Wash”, autorzy, co kilka dni wrzucali do neta kolejne trailery filmu, rezygnując z jednego dłuższego na rzecz, krótkich kilkunasto sekundowych filmików, zazwyczaj z jednym riderem w roli głównej. Można to podsumować dwoma słowami – „krótko i treściwie”, wiadome stało się, że możemy spodziewać się „skejtowej rzeźni popartej muzyką siekier”.

Po odpaleniu video naszym oczom ukazuje się „śmiejący się diabeł”, otwierający intro, który swoją karierę rozpoczął bodajże na „Welcom to Hell”. Nawet gdyby go nie było to i tak po kilku sekundach, każdy z was będzie wiedział, że to produkcja z pod znaku Toy Machine. Szybki montaż i charakterystyczna grafika, która przewijająca się przez cały film dodatkowo was o tym zapewni.

Jako pierwszy w filmie swój przejazd ma niejaki Daniel Lutheran, który do „amatorskiego teamu” Toy Machine dołączył we wrześniu tego roku. Nie można napisać nic innego jak to, że tym przejazdem Daniel udowadnia, że czas najwyższy, aby zmienić jego status na „Pro”.

W pamięci zostanie nie jeden numer, ponieważ chłopaczyna raczej „nie pieści się w tańcu”, rzucając na wielkich spotach naprawdę konkretne numery, chociażby 360 flip przez konkretny murek przy schodach, czy ostatnie fifty fifty, na rurze w dół.

Przejazd „numer dwa” to 25 letni Johnny Layton, który już dłuższy czas śmiga w tejże firmie i jest już „marką samą w sobie”. Jego „fani” na pewno nie będą zawiedzeni, bo o „spadku formy” raczej mówić nie można (heh). Street, street i jeszcze raz street, gap to grind i wallride z grabem, między innymi takich atrakcji możecie się spodziewać podczas jego przejazdu, po którym zaraz wjeżdża Billy Marks „dopełniając dzieła zniszczenia”. Ostra nuta i ostre triki. Chcecie double flip’a przez gap – no problem. Nolie, fakie, switch wszystko ze wszystkiego, nie wspominając już o gapie, na który napędza go mały motorek, kory za pewne widzieliście już na poprzedzających premierę montażach, nie wspominając już o flipie na noseslide robionym na „murku po cycki”.

Po tym przejeździe muzycznie jeszcze bardziej przyspieszamy, by kontynuować mógł to, co zaczął Billy, kolejny rider z teamu AM, śmigający dla Toy Machine od niecałego roku Jordan Taylor. Z jego partu na pewno każdy z was zapamięta ostatni numer, jaki to już sami sobie sprawdzicie…

Później mały „shuffle”, a raczej kilka krótszych przejazdów po kolei Austin Stephens, Diego Bucchcieri (nie to żeby numery były słabe, ale troszkę się zawiodłem, że nie ma dłuższego przejazdu), sam boss Toy Machine Ed Templeton, który mimo 38 lat ciągle wyjaśnia streetowe spoty, Josh Harmony i zamykający tą część Nick Trapasso, po którym na ekranie w tempie błyskawicy pojawia się Collin Provost i znów nie można napisać nic więcej jak to „że trik sypie się gęsto i na dużej prędkości”. Jest, na co popatrzeć i moim zdaniem jest to jeden z lepszych przejazdów w tym filmie.

Kolejnym przed ostatnim riderem jest Matt Bennett, który świetnym stylem łatwością wykonywanych trików naprawdę cieszy nawet najbardziej wymagające oko, otwierając nam drogę do wielkiego finału, którym jak dla mnie jest przejazd Leo Romero. Leo już na „Stay Gold” pokazał jak powinien wyglądać part prawdziwego Pro I tym przejazdem stawia kropkę nad „I”. Po jego parcie śmiało można powiedzieć „dziękuje dobranoc” i tak też jest, bo po nim następuje już tylko outro.

Jeśli wydaje wam się, że dwadzieścia kilka minut to trochę mało, zwróćcie uwagę na sposób, w jaki „Brain Wash” został zmontowany. Zero lifestylu, ujęć łapiących za serce i tych wywołujących nostalgię, wśród bardziej romantycznych skaterów. Czysty skateboarding, przejazd po przejeździe i bardzo szybki montaż dopełniony idealnie pasującą do tego muzyką. Dodatkowo dobrze do całości komponują się napisy, wstawione jako „dymki” u np. przypadkowych przechodniów informujące nas, np. o tym, na jakiej produkcji już dany trik mogliśmy oglądać. Oczywiście nie brakuje również charakterystycznych ludzików wymyślonych przez Ed’a.

Podsumowując „Brain Wash”, mamy do czynienia z kolejną już dobrą produkcją w tym roku. Fani ulicznego hardkoru, gitarowej muzyki na pewno nie będą zawiedzeni, ale i tak dal mnie najlepszym filmem Toy Machine, chyba już na zawsze zostanie „Welcome to Hell”.

Lista utworów wykorzystanych w „Brain Wash”.

Intro – Medications – Surprise!

Daniel Lutheran – Happy Go Licky – Twist and Shout

Johnny Layton – Happy Go Licky – Torso Butter

Billy Marks – Trans Am – Silent Star

Nick Trapasso – Josh Harmony – Appleton Shuffle

Jordan Taylor – Bad Brains – I

Montage – Make-Up – (I’ve Heard About) Saturday Nite

Collin Provost – Teen Idles – Sneakers

Matt Bennett – Black Heart Procession – 1918-1936 Decent/ Fish The Holes

Leo Romero – Black Keys – The Moan (Peel Session)

Credits / Outro – The Books – Thirty Incoming

Trailers – Devo – Mongoloid

Txt. Heniek

Published in News - Video

Comments are closed.