Skip to content →

Skejtowa fura 5-10-15

Jako że zbliżają nam się wakacje, a co za tym idzie wzmożony ruch skejcików na różnego rodzaju tripy, na które często wybieramy się samochodem, w związku z tym mamy Wam do zaproponowania premierowy na skateboard.pl artykuł motoryzacyjny. Z pewnością daleko nam będzie do bajerki pana Zientarskiego, czy flow jaki ma Tede w swoich programach o tuningowanych bryczkach, ale będziemy się starać. Wakacje to także czas, kiedy część z Was będzie pracować, reperując swój budżet w kraju lub zagranicą. Z doświadczenia wiem, że przez 3 miechy można zarobić niewiele, jak i całkiem sporo. W zależności od ogarnięcia samego siebie, jak i dobrej pracy + sporego ładunku farta, można w wakacje uskładać nawet kilkanaście tysięcy złotych, nie stroniąc tym samym od przyjemności (to oczywiście zależy kto jakim piecem leci:)). W związku z tym, chcemy Wam zaproponować 3 rodzaje samochodów, które podzieliliśmy ze względu na cenę, ok. 5, 10 i 15 tysięcy złotych i mowa tu rzecz jasna o rynku wtórnym. Pod lupę weźmiemy głównie gabaryty samochodu i jednostki napędowe, bo to nas na skejtowych wyjazdach będzie najbardziej dotyczyło oraz tzw. ukryte koszty, o których dowiadujemy się zwykle za późno… No to jedziemy! Jak wiadomo w temacie jazdy samochodem wszystko zaczyna się od przeklętego przez niektórych zdobycia prawa jazdy. Mi się udało to załatwić za drugim razem, ale słyszałem przypadki o pacjentach, którzy zdawali je po kilkanaście razy… Z przydatnych informacji na ten temat, to obecne przepisy pozwalają na rozpoczęcie kursu tym, którzy mają 17 lat i 9 miesięcy, z tym że do egzaminu państwowego można przystąpić dopiero w wieku 18 lat. Ceny takich kursów na kat.B, wahają się między 1 000,- a 1 500,- złotych w zależności od szkoły i miejsca. Cena to ważna rzecz, ale lepiej niż zaoszczędzić trochę siana, to jest zapytać się znajomego gdzie on chodził na kurs, czy było spoko i oczywiście za którym razem zdał. Warto pamiętać, że poprawki kosztują, ale bardziej wkurzające jest to, że trzeba na nie czekać nieraz po 2 miesiące! Zakładamy, że mamy prawko, była impreza dziękczynna, byliśmy w urzędzie, dostaliśmy kwit i wsiadamy do fury albo nie. To drugie jest gorsze niż to pierwsze nie tylko dlatego, że nie ma frajdy, ale w przypadku jazdy samochodem, jeżeli zaraz po zdaniu egzaminu nie będziemy jeździć w miarę systematycznie, to nie tylko zapomnimy jak się jeździ, ale wogóle nie będziemy umieć jeździć. Nie ma się co oszukiwać że po 30h jazdy z instruktorem, który woli skręcać w prawo niż w lewo, oraz 30h w klasie słuchając fascynujących opowiadań o kolorach znaków, jesteśmy już kierowcami z prawdziwego zdarzenia, baa ledwo co żółtodziobami za kółkiem. Pamiętam, że przez trzy miechy od odebrania prawka, jeżdżąc dosyć często miałem kilka drobnych incydentów oraz jedną stłuczkę naprzeciwko komendy policji… W tym czasie, świadomość odległości, wyczucie samochodu, zachowań innych kierowców oraz drogi hamowania względem panujących warunków na drodze jest niemalże równa zeru. Trzeba się pilnować i szarżowanie zostawić na konsolę, kiedy nic nikomu nie grozi. Uwierzcie mi, że człowiekowi jadącemu samochodem wiele głupich pomysłów przychodzi do głowy. OK, ale wracając do meritum, to jak wsiadamy do fury, to jest ona zapewne rodziców, lub za dobre wyniki w szkole dostaliśmy od nich swój pierwszy samochód i cieszymy się jak cholera. Tą drugą opcję zostawiamy w spokoju i przechodzimy do pierwszej, czyli samochodu rodziców. Tutaj też z doświadczenia wiem, że po pewnym czasie czekanie jak mama wróci z pracy, albo trzeba wrócić o konkretnej godzinie, to sytuacje te stają się męcząca i nie do zniesienia. Wtedy pojawia się w głowie idea-plan: "jakbym miał swój samochód, to mógłbym nim jeździć kiedy chcę, na deskę z ziomeczkami ruszałbym się w różne miejsca a blond Kasia na niebieskim oku może by się bardziej do mnie przekonała", i takie tam, wiemy o co chodzi. Jeżeli plan wydaje nam się na tyle dobry by go zrealizować, to rozbijamy świnkę skarbonkę, plus za wcześniej zarobioną bułę, tudzież otrzymaną w spadku po dziadku, podliczamy hajs i szukamy samochodu. W zależności ile naliczyliśmy pieniędzy i czy starszy na tyle rozumie naszą sytuację że poratuje groszem, to zakładam że mamy do dyspozycji w granicach od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. No to dopiero teraz zaczyna się jadka. Kiedy kupowałem w latach 90-tych pierwsze Autobity, to w granicach 5 tysięcy złotych było w ofercie zaledwie kilka modeli samochodów, głównie produkcji polskiej i dalej na Wschód, raczej nic specjalnego. Obecnie ilość oferowanych modeli jest olbrzymia, rynek aut używanych potężny, przez co ceny ostro poszły w dół. Obecnie nie sztuką jest kupić samochód, bo można go mieć nawet za parę stów, ale sztuką jest go utrzymać i cieszyć się nim, a nie przeklinać, pchać i dzwonić po kumplach z prośbą o holowanie… Samochód naprawdę może dać w kość, można go albo pokochać, albo znienawidzić i osobiście przechodziłem przez wszystkie te stany ciała i ducha. No więc jak już sobie odpowiemy na pytanie po co nam jest ten samochód potrzebny to trzeba się zacząć rozglądać za odpowiednim modelem. Zakładając, że chcemy nim jeździć na deskę, razem z ekipą, raz większą raz mniejszą, na wyjazdy krótsze lub dłuższe, poza tym poruszać się po mieści do szkoły, pracy itd. to powinniśmy raczej pozostawić na boku marzenia o sportowym coupe, kabriolecie czy wykwintnej limuzynie. Chodzi mi tutaj o podejście zdroworozsądkowe, bo każdy wie, że Polak potrafi i sam się o tym przekonałem na własnej skórze, ale po co się uczyć na błędach skoro można skorzystać z doświadczenia starszego kumpla. Nadwozie i wnętrze samochodu Zatem jeżeli chodzi o budowę nadwozia przyszłego skejtowego samochodu to polecam 5 drzwiowe kombi, hatchback’a, vana lub sedana, ale z opcją tylnej klapy podnoszonej wraz z szybą. W przypadku vana, jest szansa na upolowanie wersji 7 osobowych, co z perspektywy skejtowej może być kuszącą opcją. W czasie wyjazdu do innego miasta powierzchnia bagażowa jest niezbędna. Natomiast w mieście jakby ktoś chciał przewozić paletę, grindbox, rurę lub worki z cementem i taczki, to załadowanie tych rzeczy nie jest zależne jedynie od miejsca w środku, ale od gabarytów bagażnika i możliwości jego adaptacji oraz sposobu otwierania tylnych drzwi/klapy. Dobrze też kiedy tylna kanapa jest dzielona 2/3, tzn w zależności od potrzeb składamy oparcia jednego pasażera lub dwóch z tyłu. Przy oparciu składanym w całości lub 50/50 zmniejsza nam się znacznie przestrzeń osobowa, a ziomków do jeżdżenia z nami nigdy nie brakuje. Przewożone rzeczy warto też zabezpieczać w jakiś sposób, żeby uniknąć np. zbicia szyby, co niestety mi też się zdarzyło. Wnętrze natomiast nie powinno być ani spartańskie, ani zbyt wypasione i w tym temacie szedłbym na kompromis na zasadzie: "coś za coś". To się wiąże z tym, że spędzając czas w samochodzie dobrze jest cieszyć zmysły, ale z drugiej strony jeżeli wracałeś kiedyś z imprezy taksówką i Twój kompan nie utrzymał bełta na wodzy, a Ty dziękowałeś w myślach że to nie Twoja fura, to wiesz o czym mówię. Na deskorolkowych wyjazdach często się coś wylewa, wysypuje, przypala, po prostu życie. Jeżeli nie chcesz się wkurzać to lepiej nie inwestuj w drogą skórę, chociaż ją to akurat łatwo wymyć, ehhh…. Dobrą sprawą jest też podłokietnik i sprawna lampka w bagażniku. Jednostki napędowe Osobiście miałem możliwość korzystania ze wszystkich typów silników, tzn. benzynowych, diesla i tych pierwszych ale zasilanych dodatkowo gazem. Tutaj podjęcie dobrej decyzji nie jest takie łatwe. Z jednej strony diesel mniej pali, ropa dodatkowo jest tańsza niż benzyna, silniki te mają większą żywotność, ale są też w większości przypadków droższe. Z drugiej strony silniki benzynowe, są mniej trwałe i żywotne, ale często dynamiczniejsze i co ważne dają możliwość instalacji gazu, który zmniejsza koszty związane z zakupem paliwa niemalże o połowę. Jednak wiele samochodów "zagazowanych" różnie znosi ten stan, ze względu na wyższą temperaturę spalania i nieraz też przez fuszerkę zakładających instalacje gazowe. Często już się przekonałem o tym, że co tanie to drogie. Fajnie jest tankować do pełna za 70 złotych, ale jeszcze fajniej nie odwiedzać mechanika 1-2 razy w miesiącu, ze względu na padające przez LPG podzespoły. Plusem jest to, że jak się skończy gaz lub zepsuje instalacja, to jest koło ratunkowe w postaci benzyny w baku (powinno jej być do połowy kontrolki). Jako że samochody na gaz w swojej motoryzacyjnej historii przerabiałem w ilości 4 sztuk, a diesle miałem dwa, to jednak jeżeli miałbym komuś radzić, to sugerowałbym tą drugą opcję. Nie ma reguł, o tym trzeba pamiętać, ale uważam, że w ropniakach mimo wszystko ryzyko awarii jest mniejsze i takim samochodem jeździ się pewniej. Jeżeli silnik nie ma turbiny, to ryzyko zmniejsza się jeszcze bardziej, ale za tym niestety idzie też pogorszenie mocy i kultury pracy silnika. Najlepiej jest kupić egzemplarz od pewnego sprzedawcy, dziadka, wujka, kolegi etc. który nie będzie nam wciskał kitu, że wszystko jest na błysk i nic tylko "wsiadać i jeździć" (żenujący slogan w ofertach sprzedaży), bo wtedy nawet diesel co robi po 600 tyś km nie przejeździ nawet kolejnych pięciu, bo jego licznik był przekręcany tyle razy ilu miał właścicieli…Tutaj niestety jest ruletka i albo masz fart, albo go nie masz. Przy oględzinach auta przed zakupem warto zwrócić uwagę na to czy silnik nie był myty i tzw. "picowany" pod sprzedaż. Wiadomo że 10 letni samochód to nie nówka sztuka i zawsze mu coś tam będzie, ukrywanie lekkiego szronienia silnika, może w rzeczywistości być próbą kamuflażu sporych wycieków. Obowiązkowa przed zakupem jest też wizyta u mechanika, na stacji diagnostycznej (trzeba się wcześniej umówić) i nie tam gdzie proponuje sprzedający:)… Wyposażenie i akcesoria Przy zakupie samochodu z pewnością warto jest zwrócić uwagę na to, czy radyjko jest i czy działa. 1000 wat w głośnikach, nie oznacza że będzie ono fajnie brzmiało. Nie mówię tu o jakiś audiofilskich klimatach, subwooferach i złotych końcówkach, ale trzeszczące basy potrafią wyprowadzić z równowagi. Drugą taką sprawą, która uprzyjemni a także ułatwi nam jazdę i podniesie jej bezpieczeństwo jest klimatyzacja. W przypadku używanych samochodów zwłaszcza sprowadzanych z zagranicy, nie jest to obecnie jakiś rarytas i mega luksus, także warto się rozglądnąć za egzemplarzem z popularną "klimą", najlepiej nabitą i wyczyszczoną, żeby się nie narażać na dodatkowe koszty. Poz tym przydatna może być także kompatbilność naszego zestawu audio z systemem bluetooth, bo jazda z telefonem w jednej ręce, a petkiem w drugiej, nie należy do najbezpieczniejszych. Ogólnie warto się rozglądać za modelami dobrze wyposażonymi, z elektryką itp. bo potem łatwiej je ewentualnie odsprzedać, choć z drugiej strony mniej gadżetów = mniej kłopotów.  Ze względów bezpieczeństwa ABS, czyli system wspomagający hamowanie oraz poduszki powietrzne to też bardzo ważne kwestie. W zakresie cenowym o którym mówimy, nieco trudniej będzie nam upolować system ESP kontrolujący trakcję oraz autostradowy gadżet, czyli tempomat utrzymujący stałą prędkość jazdy. Takie rzeczy jak nawigacja są obecnie dostępne w prawie każdym nowym telefonie, dlatego nie będę się na ich temat rozpisywał. Trzeba jednak pamiętać, że nawigację satelitarną trzeba kontrolować i nie ufać jej bezgranicznie, bo może nas "wywieść w pole". Poniżej prezentujemy kilka modeli, na które można zwrócić uwagę przymierzając się do zakupu używanego auta z zakresu tytułowego 5-10-15 tysięcy. W większości były już one testowane przez skaterów i spisują się ok. Należy pamiętać, że cena auta jest skorelowana z jego wiekiem a sam zakup to nie koniec wydatków i wiąże się z tym szereg kosztów eksploatacyjnych. Nie zawsze jest też tak, że nowszy model będzie nam lepiej służył. Bardzo wiele zależy od tego jak jego poprzedni właściciel o niego dbał, oraz gdzie i jak serwisował. Za 5 000,- W tym przedziale mamy do czynienia z rocznikami mocno poniżej 2000 roku. Ze względu na wiek, nie eksperymentowałbym z samochodami wyszukanych marek jak Alfa Romeo, tylko wybrał sprawdzone konstrukcje, które może są trochę bez polotu, ale za to z łatwą dostępnością części zamiennych i naprawialnych wszędzie: VW Golf III – raczej nie kojarzy się ze skejtem, ale to naprawdę dobra i jeszcze w pełni niemiecka konstrukcja, którą ciężko zajechać nawet przez podmiejskich mistrzów kierownicy i bywalców tamtejszych dyskotek. Jeżeli trafi się egzemplarz sprowadzony do rejestracji (to są dodatkowe koszty ok 1000,-) to można o nim pomyśleć. Gabarytowo to wzór, silniki są trwałe, aczkolwiek benzynówki mają spory apetyt na paliwo przy częstym operowaniu pedałem gazu. Występuje także w wersji kombi; Ford Escort i Opel Astra – w latach 90tych świeciły triumfy na polskich drogach. Gabarytowo i silnikowo podobne, tzn mamy do dyspozycji kilka opcji benzynówek jak i diesli, wersje sedan, hatchback czy kombi, a nawet kabriolety. Warto szukać fordoskich wersji Ghia, które cechują się bogatym jak na tamte czasy wyposażeniem. W porównaniu do propozycji wyżej, tutaj możemy upolować egzemplarz młodszy z drugiej połowy lat 90tych. Ze względu na ilość tych samochodów nie ma problemu z częściami zamiennymi i serwisowaniem. Znalezienie tych aut bez rdzy, graniczy z cudem, no chyba że ktoś robił poprawki lakiernicze, ale wtedy to nie wiadomo czy skasowany był tylko zderzak, czy samochód zgiął się w pół. Skoda Felicia – ciekawą opcją jak na pierwszy samochód, może być także popularna felcia. Wybieramy głównie w dwóch wersjach silnikowych tzn 1.3 benzyna oraz 1.9 diesel, obydwa przyzwoite, ale osiągami nie powalają, jednak nie o to tu chodzi. Także ze względu na współpracę Skody z Volkswagenem następczyni Favoritki jest wartym do przemyślenia modelem. W Felici nie mamy co liczyć na luksusy, ale autko dobrze sobie daje radę z przemieszczaniem się z punku A do punktu B. Uwaga na rdzewiejącą tylnią klapę! Za 10 000,- W przypadku tego typu samochodów wybór jest już znacznie większy, a rocznikowo samochody są młodsze i oscylują wokół roku 2000. Nie ulegałbym jednak pokusie zakupu usportowionych modeli, takich marek jak BMW, które w tych pieniądzach można już dostać, ponieważ koszty eksploatacji mogą nas dosłownie zajechać. Reguły zakupu się nie zmieniają i trzeba uważać dosłownie na wszystko. Warto zaznaczyć, że samochody segmentu B, C i K (kompaktowe, klasy niższej-średniej i minivany) o których w większości przypadków tutaj mówimy, robią ok 15-30 tysięcy km rocznie. Jeżeli ktoś będzie sprzedawał 10 letni samochód z przebiegiem 120 tyś, to znaczy że macie do czynienia z okazją, lub ktoś chce Was zrobić w konia i przednia cyferka wskaźnika przebiegu mogła zostać cofnięta. Na okazje najbardziej trzeba uważać… Ford Focus – no i znów wracamy z amerykańskim koncernem, który na rynku europejskim odnalazł się jak mało kto. Focus jest następcą Escorta i jakoś nigdy nie byłem do niego przekonany dopóki się nim nie przejechałem. To samochód wygodny i atrakcyjny, ze względu na swoją ponadczasową bryłę. Popularność tego modelu ma swoje przełożenie na gamę silników, spośród których może wybierać kttoś o temperamencie działkowicza, jak i miłośnik sportowych wrażeń. Nie wszystkie benzynówki lubią gaz, ale nie ma z tym większego dramatu, więc to trzeba doczytać, jeżeli ktoś by się decydował na instalacje. Przykładowo jednostka 1.8, którą testowałem daje sporą frajdę z jazdy, jest niestety paliwożerna, także optymalny benzyniak to pojemność 1.6. Focus jest największym rywalem "króla" rankingów czyli Golfa IV i radzi sobie w tym pojedynku naprawdę dobrze. Polecam. Peugeot Partner/Citroen Berlingo – to dwa bliźniacze model, różniące się w zasadzie jedynie znaczkiem producenta. Ten typ samochodu powstał z myślą o małych przedsiębiorcach, jak i rodzinnych wypadach. W związku z tym, ma on wszystko czego potrzeba na udany deskorolkowy trip. Najmocniejszą stroną jest przestrzeń bagażowa, ale także sporo miejsca jest dla pasażerów i w przyzwoitych warunkach naraz może podróżować 5 wysokich osób. Długo się nie mogłem przekonać do tego typu bryły, do czasu kiedy sam wszedłem w jego posiadanie. Popularny "osiołek", czyli wolny ale nieugięty samochodzik dobrze sobie daje radę w każdych warunkach. Jeżeli się rozejrzymy, to można znaleźć przyzwoicie wyposażone egzemplarze w zajawkowych wersjach jak ta powyżej w kolaboracji z Quiksilverem. Polecam starej konstrukcji diesle, a zwłaszcza te bez turbiny, bo HDI są nieco bardziej awaryjne, ale to nie jest regułą. Honda Civic Aerodeck – czyli mowa o wersji kombi popularnego w naszym kraju samochodu Civic. Przyznam się, że jeszcze nie spotkałem się ze złą opinią na temat samochodów marki Honda, a zwłaszcza jeżeli chodzi o ten model – hit sprzedażowy na całym świecie. W odróżnieniu od sportowego i 3 drzwiowego hatchbacka/coupe właścicielami Aerodecków niekoniecznie byli kierowcy z zacięciem sportowym, wykorzystujący niesamowite możliwości tych silników, które aż proszą się żeby wejść na wysokie obroty. W modelu tym królują głównie benzyniaki, a najmniejsza 90 konna jednostka 1.4 wydaje się być wystarczająca jak na początek. Poza tym w Polsce mocno działają kluby pasjonatów tego modelu, także z pewnością możemy liczyć na ich wsparcie i porady. Za 15 000,- Podobnie jak wcześniej proponowałbym rozsądny zakup a nie poniesienie i porwanie się na 20 letniego Jaguara czy bete "siódemkę", bo i taką można kupić. Mało tego, za te pieniądze znalazłem kilka Porshe na popularnym serwisie aukcyjnym. Są to jednak samochody bardzo stare, raczej dla pasjonatów z zacięciem majsterkowicza, niż dla skejta, który zna się najlepiej na konstrukcji trucków. Jednak w przypadku tej propozycji cenowej, paleta samochodów jest bardzo duża, przez co wybór trudniejszy. Tym razem poza klasykiem w postaci VW i Toyoty chciałem Wam także zaproponować Saab’a, którym miałem przyjemność jeździć przez prawie rok i w zasadzie obyło się bez wizyt u mechanika, natomiast wrażenie robił na prawie każdym. W tym przedziale, droższy nie będzie zawsze oznaczał – młodszy, jak chociażby w poniższym przypadku: VW Sharan/Ford Galaxy/Seat Alhambra – to bliźniacze rodzinne vany, które ponownie różnią się zasadniczo nazwą marki i modelu a wyglądają niemalże identycznie (owoc współpracy Forda i VW). Nie mogło ich zabraknąć, gdyż największym ich plusem z perspektywy deskorolkowej jest ilość miejsc siedzących, bo podróżować może 7 osób. W wypadku gdy złożymy 3 rząd siedzeń, to do naszej dyspozycji jest olbrzymia przestrzeń bagażowa. Dominują jednostki dieslowe 1.9Tdi a benzyniaki 2.0, które ze względu na paliwożerność często przerabiane są na gaz. Ze względu na rodzinny charakter tego samochodu, oferowane modele są z reguły dobrze wyposażone (klima, elektryka, czujniki cofania, szyberdach etc.). Niestety jakość wykonania głównie elementów wnętrza, nie powala w modelach sprzed liftingu. Plusem jest za to ich przestronność i widoczność. Toyota Corolla – to kolejny po Hondzie Civic, model pochodzący z Kraju Kwitnącej Wiśni. Za 15 tyś. złotych możemy kupić egzemplarz z 2002-2003 roku, czyli już po liftingu, dlatego jego wygląd jest atrakcyjniejszy. Podobnie jak inne japończyki, tak i Toyota cieszy się dobrą renomą użytkowników. Nadwozie zarówno w wersji hatchback jak i kombi oraz gabaryty bagażnika w zupełności zaspokajają potrzeby deskorolkowców. Jeżeli chodzi o wnętrze i wyposażenie, to też nie ma się do czego przyczepić i podróżowanie odbywa się w komfortowych warunkach. Na szczególną pochwałę zasługują bardzo trwałe jednostki napędowe, w których dominują benzyniaki. Dla jednych bez polotu, a dla drugich bez kłopotów. Saab 93 – czyli mój biały kruk na koniec zestawienia. Jak dla mnie Saab to istna perełka i motoryzacyjna zajawka. Jego stylizacja, może jednych drażnić a innych urzekać. Nie da się mu jednak odmówić oryginalności i polotu. Szwedzkie saaboloty mają po prostu duszę. Jeszcze kilka lat temu ze względu na swoją wysoką cenę i egzotyczność rzadko pojawiały się na polskich drogach, jednak teraz już się to zmieniło. W sprzedaży są w zasadzie tylko 2 modele 2.0 Turbo i 2.2 TiD, pierwszy to oczywiście benzyna a drugi to diesel. Jako że ja miałem do czynienia z tym drugim, to na nim się też skupię. Przyznam, że poza dobrymi osiągami tego samochodu, bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie jego spalanie, które przy ekonomicznej jeździe wynosiło ok 5L na trasie i 7L w mieście. Dodam ze auto ma prawie 1.5 tony, zatem jest to naprawdę przyzwoity wynik. Początkowo obawiałem się o części zamienne, ale okazało się że pod maską jest dosyć popularny silnik i podzespoły montowane także w Oplach, także z tym nie było dramatu. Co więcej nie miałem przez prawie rok potrzeby odwiedzania mechanika, a jedynym problemem był zawór EGR (gadżet odpowiedzialny za jakość spalin) i po jego umiejętnym i niedrogim oszukaniu wszystko znów hulało jak trzeba. Hitem okazał się także 500 litrowy bagażnik, który pomimo wersji nadwozia hatchback pożerał gabarytowo niejedno kombi. Co do wnętrza to jest ono stylizacyjną perełką, po prostu limuzynka, na mega stylówce, a przednia konsola wygląda a’la kokpit samolotu. Należy uważać na tzw. mechaników specjalizujących się w Saabach, ponieważ często chcą oni na nas zarobić dużo więcej, pod przykrywką znajomości tematu, wykorzystują niewiedzę kierowców i powszechną ekskluzywność i unikalność tej marki. Najlepiej jest mieć, swojego, dobrego i sprawdzonego mechanika, niech ewentualnie on podpowie gdzie się udać z danym problemem. Polecam Podsumowując temat samochodów używanych, to ich zakup nie jest tak prosty jak w przypadku chociażby zakupu używanego telefonu. Mechanicy i sprzedawcy, mniej lub bardziej uczciwi, żeby nam sprzedać samochód (zwłaszcza kiedy widzą że jesteśmy nieogarniętymi żółtodziobami) posuwają się do przeróżnych sztuczek i chwytów. W dniu zakupu należy utrzymać nerwy i zajawę na uwięzi, tak żeby nie kupić pierwszego lepszego badziewia. Sprzedawcy zaraz wyczuwają ten stan i wepchną nam gówno w kolorowym papierku, o czym przekonamy się dopiero po jakimś czasie. Należy też pamiętać, że zakupione auto powinno być ubezpieczone i z ważnym przeglądem rejestracyjnym, co jest obowiązkiem sprzedającego. Sam zakup to dopiero początek przygody z samochodem. O ukrytych kosztach, takich jak paliwo, naprawy, ogumienie, wymiany płynów, filtrów itp, itd. dowiemy się i przekonamy na własnej skórze dopiero po jakimś czasie. Warto zostawić część budżetu na te właśnie koszty eksploatacyjne, bo roczne utrzymanie samochodu waha się w granicach od kilku do nawet kilkunastu tysięcy złotych i to nie są żarty, tylko badania analityków motoryzacyjnych. W tym temacie zdecydowanie mniej kłopotliwa jest deskorolka, która co najwyżej może się złamać, bo w samochodzie usterki to temat 1001 drobiazgów. Powodzenia w zakupie swojej pierwszej fury i pozdrówki dla wszystkich zmotoryzowanych skejcików! tekst: WiktorS Zapraszam także na bardzo fajną i rzetelną stronę poświęconą motoryzacji autocentrum.pl

Published in Felietony

Comments are closed.