Niestety jakoś utarło się w Poldonie, że deskorolka to zajęcie dla dzieci, mimo upływu lat i zmianie sytuacji na Zachodzie, w Polsce nadal raczej nie da się wyżyć z samej jazdy na desce. Oczywiście można związać swoją przyszłość z pracą w skateshopie lub z pracą jako właściciel firmy wspierającej deskorolkę. Jednakże, nie oszukujmy się polski rynek jest dość nieprzewidywalny i na pewno brakuje w nim miejsc dla każdego zajawkowicza deskorolki. Tak naprawdę mimo upływu lat liczą się nadal zagraniczne marki, z czego korzystają głównie dystrybucje i inni pośrednicy windujący znacznie ceny sprzętu itp. Dziwi mnie, że nadal żaden z polskich skaterów nie został zauważony na większą skalę przez zachodnie firmy. Być może zmieni się to w najbliższej przyszłości. Na pewno szansę na taką „karierę” mają skaterzy którzy zaskakują swoją jazdą nie tylko nas ale i cały świat. Mam tu na myśli oczywiście Michała Jurasia, za sprawą między innymi jego przejazdu w filmie "In search of the miraculous" Pontusa Alv. Michał chyba jest jak tytułowy cud, oglądając komunistyczną Warszawę a potem tricki na trudnych, odrapanych miejscówkach w stolicy, aż łezka się w oku kręci. Znany większości trick z okładki Infomag. również został zauważony nie tylko przez skaterów z naszej sceny. Ale niestety, nie każdy jest obdarzony takim talentem do deskorolki , czy trzeba więc zrezygnować z deskorolki na rzecz pracy?
Myślę, że wszystko zależy tak naprawdę od nas. Oczywiście dorosłe życie wymaga od każdego organizacji, mniej jest czasu do roztrwonienia, ale przecież każdy potrzebuje tzw "odskoczni". Po co rezygnować z czegoś co tak bardzo pokochaliśmy i pielęgnowaliśmy przez tyle lat. Każdy może poprawiać swoją jazdę z biegiem lat, a przynajmniej czerpać z niej radość, przecież osoby rekreacyjnie biegające, czy jeżdżące na nartach nie porównują się do sportowców, liczy się tylko własna satysfakcja, dzięki której nie zwariujemy w tym pokręconym świecie ;). Oglądając montaże na Youtubie, co chwilę widzimy skaterów, którzy mimo wielu lat na karku nadal cieszą się jazdą. Mam tu na myśli np. Felixa Arguellesa, pan ten ma już ok. 4 dych na karku a nadal potrafi zaskoczyć ciekawą sztuczką. Jego najnowszy przejazd dla niszowej firmy Ammo USA robi wrażenie! Felix zarabia na życie poprzez deskorolkę, prowadzi firmę skateboardingową i jest sponsorowany. Ale czy jest możliwe połączenie typu „zwykła praca” + deskorolka dająca ciągle radość i satysfakcję?
Pamiętam jeden z numerów gazety Transworld a w niej artykuł o tytule „Don’t quit your daily job” . Przedstawiono w nim historie kilku gości w wieku ok. 30-40 lat. Przy każdej można było zobaczyć dwa zdjęcia, jedno przedstawiające trick na desce, a drugie tą samą osobę w pracy – na dodatek takiej nie związanej ze skateboardingiem. Przesłanie było bardzo realne – mało jest wśród nas szczęściarzy, którzy będą mogli zarabiać jeżdżąc na desce, albo nawet pracując w firmie związanej z deskorolka. Najbardziej zaskoczył mnie skater Darren Menditto, który robił jakiegoś graba na vercie, wysoko nad copingiem, który na co dzień pracował jako lekarz na ER – czyli na izbie przyjęć (ostry dyżur) i to nie byle gdzie, lecz w Nowym Jorku. Mało jest chyba zawodów wymagających poświęcenia tyle czasu, zaangażowania, odpowiedzialności, a przede wszystkim powodujących tyle stresu co praca lekarza.
W Polsce znając życie większość dorosłych powie, że takie połączenie „nie wypada”. Ale przecież każdy decyduje za siebie, a życie zawodowe należy oddzielać od prywatnego. Oczywiście, każdy skater boryka się z kontuzjami, a np. w pracy chirurga to ręce są jednym z narzędzi. Nie jedna osoba powie, że człowiek narażający swoją karierę zawodową przez jazdę na deskorolce jest nieodpowiedzialny. Ja uważam, że każdy powinien odpowiadać za siebie i nie oceniać innych. Przecież w pewnym momencie dla przeciętnego deskorolkowca kontuzje nie są już codziennością, bo nie rozwijamy się już tak dynamicznie jak na początku. Wspomniany skater zrobił na mnie wrażenie swoim podejściem do życia. W pracy nie krył się ze swoją pasją, każdemu ze współpracowników mówił, że w wolnym czasie jeździ na desce, a pacjenci nazywali go „skateboarding doctor”. Czytałem ten artykuł już wiele lat temu, ale zrobił na mnie niesamowite wrażenie i przypominam go sobie zawsze gdy nachodzą mnie głupie, pseudo dorosłe myśli. Uważam, że nie ma nic gorszego niż młody człowiek, który robi wszystko, żeby wpasować się w stereotypy tego świata, nagle zaczynający gardzić wszystkim co dziecinne i patrzący na rówieśników z pozycji dorosłego. Oddzielajmy odpowiedzialne zachowanie od ubioru i zainteresowań. Przecież wszyscy zdążymy się jeszcze postarzeć, w końcu nasze ciała odmówią nam posłuszeństwa i to będzie sygnał, że za późno już na deskorolkę.
W jednym z ostatnich numerów Infomag jest wywiad z legendą polskiej deskorolki, którą dla bardziej wtajemniczonych jest Arek Stępień. Warto przytoczyć jego przesłanie, mianowicie – jeśli raz naprawdę pokochasz deskę to już nigdy nie znikną ślady tej zajawki z Twojego życia, zawsze będziesz patrzył na elementy miejskiego krajobrazu przez pryzmat skateboardingu. Arek Stępień w wywiadzie stwierdził, że zrezygnował z deski również z powodów związanych z wiekiem, jednakże żałuje, że tak zrobił. Po co więc rezygnować? Róbmy to co kochamy a życie będzie naprawdę lepsze i ciekawsze.
A na koniec teledysk Dinsoaur Jr. Związany trochę z tematem, przynajmniej wizualnie 😉
W ramach podziękowania Arek w naszym sklepie skateboard.pl robi sobie zakupy do 200 złotych na nasz koszt. Dziękuję.
txt: Arkadiusz Antczak
Comments are closed.