Dzisiaj kolejny temat moich rozważań o tym wspaniałym zjawisku, które przybyło do nas zza wielkiego oceanu zwanym deskorolką. Dawno dawno temu w wielkim kraju Indian, hipisów i grubasów, banda leniwych długowłosych blondynów wylegujących się dzień w dzień na plaży wymyśliła, żeby na desce z przykręconymi kołami jeździć po bezkresnych kalifornijskich połaciach betonu i asfaltu. Potem wleźli do pustych basenów jak była susza i tam jeździli itp. itd. Historia jest wszystkim bardzo dobrze znana, wręcz nudna. Jeden fakt tylko z tej historii chciałbym poruszyć bardziej. A mianowicie wraz z pojawieniem się pierwszych koleszków na deskorolkach pojawiła się rywalizacja. Rywalizacja, która w narodzie Amerykańskim odgrywa wielkie znaczenie. To jest taki naród co nie daje za wygraną i pewnie dla tego mają wszystko najlepsze i największe. Rywalizują od rana do nocy, kto ma lepsze hamburgery Mc D czy B King, kto robi lepsze samochody Chrysler czy Chevrolet, kto lepiej gra kowbojów w filmach Clint Eastwood czy John Wayne. Kto ma lepszego grilla, kto ma większy dom, szybciej biega, dalej rzuca aż wreszcie kto lepiej jeździ na deskorolce ? Zdobywają najwięcej medali na olimpiadzie, wygrywają wszystkie wojny, mają najlepsze laski w filmach porno i srają dalej niż widzą. Wracając do tematu… tak szybko jak pojawiła się deskorolka na ulicach Kalifornii tak szybko pojawiły się pierwsze zawody skejtbordowe, a dokładnie w 1963 roku w Hermosa Beach w Kali. Kto wygrał nie wiadomo, ważne jest to, że odbyła się pierwsza próba wyłonienia najlepszego deskorolkowczyka spośród długowłosych blondynów. Nie uważam żeby to było coś złego, wręcz przeciwnie przyczyniło się to chyba najbardziej do rozwoju deskorolki w stansach. Przecież wraz z najlepszym deskorolkowczykiem trzeba było się dowiedzieć, która firmę produkuje najlepsze deski, koła, traki, buty trzeba było wybrać najlepszy skatepark (czy po czym tam jeździli w 63 roku) i jeszcze przy okazji miss Kaliforni. A żeby zostać tą najlepszą firmą trzeba było mieć najlepszy team, zrobić najlepsze zawody i mieć najlepsze laski na reklamach itd… koło się zamyka. No i poszło… na całego się to wszystko rozkręciło i dzisiaj mamy miliony deskrolkowców na całym świecie, którzy naśladują tych leniwych blondynów co grzali dupy cały dzień na piasku. Mamy wielkie zawody deskorolkowe nazywane też olimpiadą sportów ekstremalnych X-Games. Mamy też trochę mniejsze ale nie gorsze (moim zdaniem najlepsze) zawody takie jak Tampa AM czy PRO. Mamy wielkie teamy, światowe toury, Tonego Hawka i obklejone setką naklejek szafki w pokojach. Również do naszego 40 milionowego kraju zawitała deskorolka. U nas wszystko jest średnie a najlepiej jak by było nie za duże i nie za małe. Mamy sklepy nie dla idiotów, pokłady węgla co się skończą za 50 lat, najgorsze laski w filmach porno (i całkowity ich brak w reklamach rodzimych firm skejtbordowych, a wolał bym na reklamie zobaczyć ładną dziewczynę niż pryszczatego małolata:)), a jedyne w czym lubimy ze sobą rywalizować to w ilości wypitej wódy w piątek wieczór. Natrafiła tu deskorolka na ciężkie warunki, bo u nas susza nie występuje i dla tego nie mamy basenów, beton równy nie występuje gdyż ulega po jednej zimie zgodnie z założeniami ekologów biodegradacji, blondynów mamy tylko tlenionych i raczej krótkowłosych, a jak już nad czymś rozkminiają to zazwyczaj ma to na imię Jadźka, lubi dobrze zaszaleć na dyskotece i mieszka we wsi obok. Trudno, pytanie jest do was moi mili takie… dlaczego w Polsce nie ma żadnych, coś znaczących, odbywających się co roku zawodów deskorolkowych…??? Dlaczego nie ma gdzie takich zawodów zorganizować…? Dlaczego nie ma miliona złotych na nagrody…? Dlaczego telewizja tego nie pokarze…? Dlaczego przy okazji takich zawodów nie wybierzemy miss mokrego podkoszulka…? Dlaczego nie przyjedzie Tony Hawk…? Dlaczego Czesi mają a my nie mamy …? Dlaczego wszyscy nie spotkamy się n tych zawodach…? Dlaczego za chłopakami w Pradze po stalinie biegają tabuny pół nagich nastolatek a za mną po Krakowie dresy z kastetami.
może tutaj to zorganizujemy… świeci tam w nocy jakaś latarnia …?
Był kiedyś Mentor i próba zorganizowania czegoś takiego, ale padło. Mimo to mamy jakieś doświadczenie i jednak pokazaliśmy że się da coś takiego zorganizować. Uważam, że jedne takie zawody w roku są wstanie zrobić więcej dla deskorolki niż 100 mini kontestów, z których relacji już mi się nawet nie chce oglądać. Dlaczego w Estonii mają wielkie zawody, na które zjeżdżają koleszkowie z całego świata, a my nie mamy…? Nie sądzę też żeby nie było nas na to stać, w końcu jak pokazują statystyki, kryzys nas ominął :). Bardziej niż brak kasy, to jest chyba problem kogoś kto by chciał coś takiego zorganizować. Jest w Polsce przynajmniej kilka dobrze ogarniętych osób, które zajmują się lokalnie robieniem mini kontestów dla deskorolkowców z okolicy. Czyli ekipa zdolnych organizatorów na pewno by się znalazła. Potrzeba chyba tylko jakiegoś impulsu. Nie wiem jak wy ale ja mam ochotę na szoł. Niech całość poprowadzi Krzysztof Ibisz wraz z Kasią Cichopek. Niech wystawią swoje stoiska wszystkie polskie browary. Drinki serwuje Luksusowa, w przerwie tańczą czirliderki Sokoła Jastrzębie Zdrój. Kiełba się smaży na grillu. Na zwycięzcę czeka samochód, rodzima produkcja Fiat Panda Sporting z napędem na cztery koła. Katering zapewnia restauracja „u Jędrusia”, sławy światowej deskorolki, które zjechały do Polski gości hotel robotniczy „Barbórka”. Ooo jest i Tony Hawk, przerwał wakacje w Rio i przyjechał do nas aby jeszcze raz spróbować 9setkę, właśnie udziela wywiadu dla polskiej telewizji. Niech wygra jakiś polak i zaśpiewamy wszyscy razem hymn jak będzie odbierał złoty medal zdobyty na pierwszych Polish X-Games. Ok, styl jest prześmiewczy ale temat poważny. Ilu z was by chciało przyjechać na takie zawody, trochę pojeździć, przybić pione z ziomeczkami, popatrzyć jak jeżdżą najlepsi , dostać autograf od Hołka, zjeść precla i wypić piwko ? Ja bym chciał…
Comments are closed.