Skip to content →

“Kulturka musi być…” – rozdział drugi.

Może nie którzy z was czytali tekst, który na naszym portalu pojawił się kilka miesięcy temu "Kulturka musi być…". Pisząc go nie spodziewałem się, że temat temu pokrewny dane będzie mi powtórzyć jeszcze raz…

Skłoniło mnie do tego nic innego jak deskorolkowe podróże po całej Polsce, organizowane zawody, jamy i zwyczajna "jazda na miejscówkach" i w skateparkach. Nie ukrywam również, że do ponownego "poruszenia tematu" namówiło mnie kilka osób z mojego najbliższego deskorolkowego środowiska podobnie jak ja "załamane pewnym zjawiskiem".

Mam nadzieję, że słowa które padną w tym tekście nikogo nie urażą, ale Ci którzy są bez winy będą wiedzieć, że nie są one skierowane do nich. Od razu warto napisać również o tym, że osoby które pojawiły się na zdjęciach "zdobiących ten tekścik" w większości przypadków nie uczestniczyły w niechlubnym procederze, o którym będziemy tu rozprawiać i dla ich anonimowości i dbania o ich dobre imię postanowiłem w bardzo prosty sposób pozakrywać ich twarze (heh).

Zastanawiacie się "do czego znów będzie się przyczepiać?" A będę się "przyczepiać" do "s….a we własne gniazdo" (heh)…

Jest zwykły dzień tygodnia, tyle że wakacje, które dla mnie nie różnią się niczym od okresu nie wakacyjnego. Może już niektórzy z was już się zorientowali, że po skończeniu "edukacji" i wkroczeniu w nazwijmy to "dorosłe życie" okres ten przestaje być dwu bądź trzy miesięczną przerwą od obowiązków, a staje się jedynie "porą ciepłą", która nam skaterom daje trochę więcej możliwości…

Jak co dzień po wykonaniu rutynowych czynności : komputer, trochę pracy obiad i takie tam wyruszam na deskorolkową ustawkę do krakowskiego parku Jordana, który stał się tak od dawna oczekiwaną czillową miejscówką skaterów z "grodu Kraka". Droga jest przyjemna ponieważ mieszkam w Centrum i "z buta mam maks 15 minut" jak to w porze letniej: śpiewają ptaszki, dziewczyny odsłaniają ramiona, woda chłodzi a zimne piwko smakuje jeszcze lepiej…

Gdy dojeżdżam do docelowego punktu mojej podróży, po przybiciu tradycyjnego "high five, żłowika, piątki z żłówikiem, uściśnięcia dłoni czy innego powitania, które akurat popularne jest w danej ekipie ( Jezu! ja już za niedługo nie będę wiedział jak mam rękę podawać) . Mój obraz letniego czilu ulega drastycznej zmianie.

Dlaczego? Niestety napotykam trudności podczas próby zostawienia moich rzeczy na jednej z czterech ławek mieszczących się przy samej płycie parku, co najlepsze nie jest to spowodowane tym, że wszystkie są zajęte a śmieciami, które "nie dają mi przejść". Wiadomo, że nie tworzą one ściany o wysokości 2 metórw, ale dość skutecznie przykrywają część trawnika. Skąd one się wzięły? Czy, ktoś urządził sobie tutaj nielegalne wysypisko? Może, ktoś organizuje skład plastiku przed oddaniem do skupu? Ha! to na pewno służby porządkowe wyrzuciły to z kosza, albo jest on tak pełny, że już "się przelewa". Niestety kosz pusty, a zagadka zostaje szybko rozwiązana, gdy kojarząc fakty na ziemi widzę puste butelki po wodzie, pod którymi "rozpościera się delikatna warstwa petów przyozdobiona papierkami z lodów". Dochodzi do mnie, że to niestety skaterzy…

Zaznaczę od razu – nie należę do greenpece, choć powinienem nie segreguje śmieci, jem mięso (przez co zezwalam na zabijanie zwierząt), na tripy skejtowe jeździmy z ekipą autem wyrzucając do atmosfery całe tony dwutlenku węgla, czasem doprowadzam się do stanu dalekiego trzeźwości umysłu, ale jedno jest pewne nie "s..m we własne gniazdo" – patrz nie śmiecę na miejscówce, na którą chcę przyjść jutro. Po pierwsze bo mama mnie tak nauczyła, a po drugie (tu chyba jasne) bo nie liczę na to, że ktoś po mnie posprząta a chcę jeździć nie potykając się o jakiś syf…

Jak widzę na własne oczy niektórzy z was nie wiedzą, że śmieci pozostawione obok parku siłami natury (wiatr np. ) mogą znaleźć się pod samymi przeszkodami, a do tego niezbyt estetycznie wyglądają (heh).

Nie ukrywam, że czasem nie dam rady i zbieram leżące dookoła butelki wrzucając je do kosza, ale jak każdy z was wie  – nie fajnie się sprząta po kimś…

Pamiętam jak parę dni temu koło parku przechodziła matka z dzieckiem i powiedziała do synka "popatrz jak chłopcy śmiecą – nigdy tak nie rób". Miała rację w stu procentach, to nie ładnie, ale wiecie co jest najgorsze w tym wszystkim, że idealnie sprawdza się tu przysłowie "Jak nas widzą tak nas piszą" i ludzie mają o nas jedno niezbyt dobre zdanie – jakie to już chyba wiecie…

Ostatnio Marcin z Cool Sportu konsultował się ze mną w sprawie doboru miejscówki na ES Game of Skate. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że plac pod Galerią Krakowską nadawał by się do tego idealnie. Równa nawierzchnia, duża publika i bliskość dworca co bardzo ułatwia udział w imprezie ludziom przyjeżdżającym z różnych części Polski.  Niestety gdy Marcin udał się na spotkanie z jakimś szefem wszystkich szefów, usłyszał "Żadnych deskorolek. Rowery, rolki, piłka nożna, snowboardy wszystko tylko nie deskorolkowcy, z nimi zawsze mamy problemy" . Nie pomogły prośby, przekonywanie o popularności skateboardingu i zapewnienie zadbania o porządek. Wiadomo, że w wielu przypadkach jest to spowodowane jakimiś wyssanymi z palca problemami, ale czasem o czym pisałem w pierwszym artykule poruszającym podobny temat ( Teatr Słowackiego w Krakowie, warszawskie Blue City) winni są sami skejterzy.

Nasz wizerunek zepsuty jest niestety przez to co robią niektórzy "z nas" a podczas jednej z tegorocznych imprez, zacząłem się zastanawiać czy to nie większość…

Miasto "X" w powiecie "Y". Impreza "XYZ". Po pierwszym dniu zawodów, będących eliminacjami, after party odbywa się w skateparku. Klimat jest niezły, zabawa fajna, muzyka i ogólnie ekstra. Jednakże jestem trochę w szoku gdy skaterzy zaczynają rozbijać butelki i delikatnie powiem wylewać napoje na płytę parku, w którym sami mają jeździć! Mimo, że koszy i worków na śmieci było dużo, wszystko zostaje na ziemi. Dla ludzi z zewnątrz, wygląda to tak: Pijana młodzież, niszczy miejsce zbudowane specjalnie dla nich, nic nie robiąc sobie z trudu organizatorów chcących zrobić dla nich coś dobrego. Sam organizując tego typu imprezy najczęściej w urzędach wspieram się "odciąganiem młodzieży od patologii". Wiecie już o co mi chodzi?

Mało tego część mobilnego parku po tej nocy znajduje się w pobliskich krzakach. Gdy już nagłos zaczynamy zastanawiamy się, jaki podły dres mógł dopuścić się takiego czynu, nagle okazuje się, że kilka osób widziało samych skaterów wyrzucających elementy parku w "pobliskie kszory". Nie ukrywam, że za małolata i mnie zdarzały się "lekkie demolki", ale na Boga! nie skateparku!

Dopóki sami nie zadbamy o swój wizerunek nikt tego nie zmieni.  Nikt nie posprząta za nas tego bałaganu, który po sobie zostawiliśmy. No chyba, że jesteś rozpieszczonym nastolatkiem, za którym mama sprząta pokój, codziennie kupuje nowy skejtowy gadżet i wiąże buty przed wyjściem na deskę, a i do tych kręgów niestety dotarła deskorolka…

Dla tych, którzy jednak z jakiegoś powodu nie wiedzą o co tak do końca chodzi poniżej zamieszczam fotografię tego jak, że skomplikowanego urządzenia, z którego warto korzystać…

To jest kosz na śmieci. : ) Do niego wrzucamy odpadki. Jeśli takowego nie ma w miejscu, w którym przebywamy warto zaopatrzyć się w reklamówkę do, której wrzucić możemy nasze  śmieci, by późnej w łatwy i "sterylny" sposób przetransportować je do najbliższego miejsca "chwilowego składowani odpadów"…

pozdrawiam Maciek Heczko.

Published in Felietony

Comments are closed.