Prawdziwa jazda na deskorolce, to przede wszystkim street. Wszyscy to wiedzą, tak myślą i często mówią o tym na forum. Z kolei prawdziwy film to ten nagrany na streetowych spotach, a reklama do gazety na rurce w skateparku, to nawet w Polsce już nie przejdzie:). Jednak coś w tym wszystkim jest nie tak. Począwszy od tego, że pisząc liche i nieprzemyślane petycje "kopiuj/wklej" sami działamy wskroś tym ideałom, o czym pisaliśmy kilka artykułów wcześniej, a skończywszy na tym, że jesteśmy coraz bardziej leniwi oraz wygodni i nie chce nam się jeździć nigdzie poza skateparkiem i obcykanymi miejscówami. Wymówek jest wiele: bo nie zrobimy wszystkich trików, albo nie nauczymy się kolejnego numeru, bo jest trudniej, bo nie ma gdzie i jak by to powiedział guru rozkminy Antwuan Dixon: "bloa, bloa, bloa". Żeby nie było, że mamy coś do skateparków to nie jest pocisk w ich kierunku, są bardzo ważne i niech powstaje ich coraz więcej. Nie ma w tym żadnej przekory, ironii itd. Przeczytajcie jednak artykuł Kuby Golańskiego z cyklu "Redaguj z nami", dlaczego należy korzystać z nich z umiarem i dlaczego fajnie jest szukać nowych spotów. Kostka brukowa, krzywy najazd, kostka brukowa, zły odjazd, straszny syf, kostka brukowa, ochrona z wąsem, kostka brukowa. Nie chce mi się, nie ma gdzie, co ty zajawa jest, zostańmy na skateparku. Tak często to wszystko mówimy i słyszymy od innych. Nie chce dochodzić, dlaczego tak wielu z nas jest nastawionych negatywnie na samo wspomnienie o pójściu na spot lub jego szukaniu. Ile prawdy jest w tych naszych wymówkach, a w ilu procentach po prostu nam się nie chce. Wolę, żeby każdy się nad tym zastanowił i sobie odpowiedział, chyba że sam nie ma z tym problemu a jego ziomki zawsze na propozycje o pójściu w miasto, odpowiadają FUCK YEAH ! Muszę przyznać, że w Polsce poziom się podnosi z dnia na dzień. Jeżdżąc na różne jamy lub po prostu na jakieś wyjazdy do innych miast widzę, że chłopaki dają radę. Do tego wszystkiego ludzi z kamerami na skateparkach nie brakuje. Szkoda jednak, że tak mało powstaje polskich filmów deskowych. Więcej jest tzw. montaży, lub kilkuminutowych zlepek z paru dni. W owych montażach często właśnie widzimy skateparki lub oblegane spoty, rzadko jakieś nowe miejscówy. Tyle kamer, tylu ludzi, a tak mało produkcji nagranych na ulicach. Moim zdaniem ciekawsze są sztuczki proste, nagrane jednak na ciekawych spotach, niż same kosy ze skateparku lub z takich znanych miejsc jak: Paderewa, Witos czy Armii Poznań. Baa, nawet wolę oglądać „fikołki” z tzw. biedronkowych schodów, ale to już moje fanaberie z tym może przesadzam: ). Chciałem się jednak skupić bardziej na miejscówkach niż na kręceniu samych filmów. Filmy są ściśle związane z tą tematyką i pewnie jeszcze w tym artykule powrócę chwilami do nagrywek. Mimo to ktoś może kamery nie posiadać, jak i kolegów z takim sprzętem, a przecież na spoty nadal wybrać się może. Na samym początku wspomniałem o poziomie. Szlifujemy go w pocie czoła, z uśmiechem na twarzy wykonujemy kolejne manewry. Kurde no świetnie, bo o to też chodzi. Czy jednak oglądając filmy, obojętne dla nas jest to, czy nasz idol robi triki na skateparku, czy jednak na kozak spocie? Odpowiedź jest chyba jasna. Oni na pewno też uczą się trików tak jak my, na „rolkowiskach” i boxach pod domem. Mają jednak w tym jakiś cel. Triki, które się nauczą przekładają na architekturę miasta. Zapewne przełożenie tych nawet pewnych trików na dziewiczy murek, nie jest takie proste jak na parku. Jednak robią to, dzięki czemu możemy się jarać tymi sztuczkami. Dlaczego i my nie przenosimy naszych umiejętności w miasto a przynajmniej nie robimy tego tak często? OK, możemy powiedzieć, że w innych państwach jest więcej takich miejsc. Więcej, lecz nie możemy powiedzieć, że w Polsce ich brakuje. Może szukamy czasem amerykańskich spotów w Polsce, dlatego nie możemy nic znaleźć. Poszukajmy jednak czegoś na czym da się jeździć, nie czegoś co gdzieś widzieliśmy. Otwórzmy swój umysł i nawet na siłę szukajmy zdatnych miejsc. Kiedyś widząc krzywą rurkę wystającą z ziemi, nie myśleliśmy o niej, jako o potencjalnym miejscu, na którym można coś zrobić. Dziś nazywamy to pool jamem i widzimy wyczyny na takim „bele czym” w prawie każdym filmie. Wydaje mi się czasem, że nasze narzekactwo weszło nam już tak w krew, że nawet będąc w USA wolelibyśmy jeździć na The Berrics, niż pobujać się po ulicach i pozaliczać przypadkowe spoty. Może poprę to przykładem. Wielu z nas w wakacje wybiera się do Pragi. Nie dziwota, mistrz miasto, co krok jakieś mureczki, schody, rurek od groma no i Stalin! No właśnie, może gdyby nie było tego ostatniego pana, było by inaczej hehe. Chodzi mi tu jednak raczej o deskorolkową wymarzoną miejscówke dla większości z nas. Oglądając relacje z wyjazdu do stolicy Czech, widzimy 70% ze Stalina, 10% z melanżu (albo i więcej, ale to mi nie przeszkadza) no i 20% miejscówek o ile takie się znajdą. O co chodzi się pytam? Czy tam też jest kostka brukowa? Umie ktoś mi to wytłumaczyć? Z doświadczenia wiem, że często przechodzi się obok jakiegoś miejsca nie zwracając na niego uwagi, natomiast gdy ktoś tam zrobi trik to i nam przychodzą pomysły, że coś można byłoby zdziałać. Głupim przykładem są 3 schodki które bardzo często widzimy przy wejściu do sklepów. W każdym mieście takie schody się znajdują a większość z nich jest zdatnych do jazdy. Niektóre są nawet zaopatrzone w kozak wybitkę. Jest ich w brud, może dlatego nie zauważamy ich, przez co nie jeździmy na całkiem Amerykańskiej miejscówce. W każdym filmie USA zdarza się sekwa na czymś podobnym. Mieliśmy jednak nie szukać Amerykańskich spotów. Moim skromnym zdaniem, w naszym kraju jest wiele specyficznych miejsc. Chodźby puste baseny lub fontanny. Na samym Śląsku, znanym z braku spotów, można wymienić przynajmniej 7 takich zbiorników. Czasem wystarczy je posprzątać, by były zdatne do jazdy, czasem lekko naprawić podjazd. Tu kolejny problem, bo trzeba coś dać od siebie, zainwestować w beton, stracić trochę czasu, a przecież można w tym czasie nauczyć się nowego triku na boxie. Tylko odpowiedzmy sobie szczerze czy trik w nowym miejscu, w które włożyliśmy trochę potu, nie smakuję nam lepiej? Z resztą gdyby nie wybudowano nam parku w mieście, czy odpuścilibyśmy jazdę na desce? Pewnie nie i moim zdaniem fajnie, że są skate parki czy stałe miejscowy, na których możemy szlifować umiejętności, jednak zachęcam aby raz na jakiś czas zmierzyć się z kostką brukową, mało idealnym murkiem czy rurką. Dzięki jeździe po mieście zyskujemy dużo więcej niż tylko nowy trik. Każdy boardslide czy 50-50 w innym miejscu smakuje inaczej. Trzeba do każdego z tych trików podejść indywidualnie, ze względu na długości rozpędu, wysokość przeszkody czy odjazdy w kąt. Podobno niedługo ma spaść śnieg, ale jeżdżąc i ucząc się trików w naszych, skitranych spotach lub na krytych parkach, pomyślmy gdzie możemy te umiejętności wykorzystać. Gdy śnieg stopnieje zróbmy to TAM i jarajmy się po pachy. Nie chciałbym aby ten artykuł został potraktowany jako atak na polskich skejtuchów. Doskonale zdaję sobie sprawę, że są ludzie którzy kochają jeździć w nieznane, szukają nowych miejsc, kleją tam triki. Sam nie uważam siebie za osobę która jest idealna w tej kwestii. Natomiast jest to problem dzisiejszej deskorolki, nawet ważniejszy od komercjalizacj,i z którą za dużo nie powalczymy. W tym temacie jednak można wiele zdziałać. Jest jeszcze wiele rzeczy o których mógłbym napisać w tej sprawie ale myślę, że resztę sami dopowiecie w komentach:). Tak na koniec, to starajmy się znaleźć deskorolkę na ulicy. Pokażmy ludziom, że miejsce deskorolki to nie skatepark a street ! Nagrywajmy filmy, róbmy zdjęcia, uczmy się trików, wszystko z uśmiechem na twarzy i co najważniejsze z głową i umiarem. Pozdrawiam. txt: Kuba Golański Do Kuby jak zawsze wędruje bardzo fajny t-shirt, w podziękowaniu za ciekawy artykuł. Długopisy w dłonie, czy tam klawiatury i wysyłajcie nam swoje przemyślenia na temat Deskorolki, które my opublikujemy i nagrodzimy.
Kostka brukowa
Published in Felietony
Comments are closed.