Mówiąc o Zakopanym, myślimy głównie o Tatrach, góralach, oscypkach i Krupówkach wypełnionych po brzegi turystami. Mnie natomiast jako deskorolkowcowi, Zakopane kojarzy się z bardzo ciekawą i oryginalną sceną skateboardową, o której robi się coraz głośniej w całym kraju oraz z klimatycznym sklepem Grindbox. Ten ostatni stanowi takie jakby centrum lokalnego życia deskorolkowego i działa trochę na zasadzie skejtowej świetlicy. Tam spotykają się ludzie, którzy jeżdżą, przesiadują razem godzinami, rozmawiają, oglądają filmy itp.. Odnoszę wrażenie, że Grindbox podjął się ważnej i odważnej roli mentora środowiska. Ekipie z Grindboxu nie są obojętne sprawy miejsc do jazdy, promocji swoich riderów ale także wizerunek deskorolkowca, wewnątrz i na zewnątrz środowiska. Poza tym Ula i Rafał, czyli właściciele sklepu dumnie przyznają się do ortodoksyjnego podejścia do prowadzenie skateshopu, czyli miejsca tylko i wyłącznie deskorolkowego. Surowa selekcja w zaopatrzeniu sklepu dotyczy zarówno asortymentu jak i marek. Ze względu na różne okoliczności, głównie materialne takie prawdziwe skateshopy to gatunek wymierający. Określenie "skateshop" nadają sobie nawet sklepy, w których nie ma ani jednej deski a właściciele nic na temat nie wiedzą. Dla Uli i Rafała ta kwestia to sprawa wyboru i honoru, skwitowanego w ten sposób: "Albo prowadzimy prawdziwy skateshop albo w ogóle". Wreszcie w Grindboxie znajduje się chyba największa kolekcja skejtowych autografów, nie mała kolekcjonerska gratka, ale o tym trzeba się przekonać samemu. Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do przeczytania wywiadu z Ulą i Rafałem ze skateshopu Grindbox, który jak przeprowadzałem to się nieźle uśmiałem, bo góralska gwara, poczucie humoru i powiedzonka po prostu miażdżą. Wyróżnienienie Altamont Back to the Roots tym razem leci pod samiuśkie Tatry HEJ! Wiktor: Na samym początku wyjaśnijmy jak to się stało, że prowadzicie sklep właśnie w tej branży i działacie na tym a nie innym polu. Jeździłeś Japcok na desce, a może Ty Ulu:)? Japcok: No tak, ja zacząłem jeździć na deskorolce w 1990 roku, a zaczęło się to wszystko od kilku kolesi w Zakopanem. To były takie czasy, że się na takich plastikowych wąskich rybkach jeździło, a robiła je taka szwedzka firma. No i śmigaliśmy tam i z powrotem po Zakopanem, od ronda do Kuźnic i tak w kółko. Po kilku latach Ci wszyscy ludzie się porozjeżdżali po świecie. Ula: Była też i jest nadal taka kapelka kalifornijska Suicidal Tendencies i to od ich teledysków też się wzięła ta zajawka. Wiktor: No ok ale wiele osób jeździło, zjeżdżało z górek itd., ale jak to się stało, że otworzyliście sklep? Japcok: Ze sklepem to było właśnie tak, że wpadłem po wojsku na pomysł, że skoro jest taki problem i takie zapotrzebowanie na deski to może by otworzyć sklep u nas w Zakopanem. Na wakacje przyjeżdżało wiele osób z całej Polski, tak poznaliśmy wielu ludzi z branży. Ula: To były takie czasy, że jak widziało się kogoś w ciuchach skejtowych, to było wiadomo że ktoś ma coś wspólnego z deską i tak się spotykało nowych ludzi. Tak poznaliśmy np. Hołka. Jabcok: Hołek to był w ogóle pierwszy koleś, który jako jedyny potrafił robić trik za trikiem z takiej książki „Deskorolka”, w tych czasach to było coś. To było jakoś w pierwszej połowie lat 90tych. Wiktor: Którą swoją pierwszą deskę najbardziej pamiętasz? Japcok: Jeszcze przed wojskiem, kupiłem w takim sklepie sportowym w Krakowie, na ul. Zacisze pierwszą deskę Powella i takie mega wielkie koła Dog Towna chyba 65mm. No ale to było wtedy tak, że jak się złamało deskę to nie tak jak teraz idziesz do sklepu i kupujesz, tylko dzwoniło się do Buraka z Łodzi i zamawiało w ciemno. To wyglądało tak, że gość objaśniał Ci jak wygląda taka deska, jakie tam ma wzorki, co tam jest „napaćkane”, nie było gadania o szerokościach. Brało się to co było. Taka nowa deska to było takie lekkie Voo Doo, cała ekipa szła oglądać na pocztę taką deskę i podotykać ją, heh. Ula: Do Pragi z kolei jeździliśmy po buty. Japcok: No najbardziej chodliwe w tych czasach to były takie Etnies 23 Sal Barbiery. Człowiek to był wtedy tak zajawiony, że się wsiadało do pociągu i jechało tylko po buty. Żadnego zwiedzania, tylko tam i z powrotem po buty. Wiktor: A kiedy się poznaliście z Ulą? Ula: My w 90 roku się poznaliśmy. Japcok: Ale ona mnie nie napędziła na deskę (wszyscy w śmiech). Wiktor: Jak jeździliście do Pragi to pewnie też pierwsze zawody na Mysticu odwiedzaliście? Japcok: No byliśmy na tych pierwszych zawodach. Wtedy to one wyglądały jak takie lokalne zawody. W ogóle po jednej stronie boiska były rozłożone przeszkody i odbywały się zawody a po drugiej goście grali mecz i piłka ciągle wpadała na przejazdy. Ula: No właśnie wtedy też był tam z nami Hołku, też startował w zawodach. Japcok: Stickorama też tam był, miał sponsora Vans. Poznaliśmy w tych czasach Majewskiego z Warszawy, Kotasa i Żarskiego ze Śląska, Miksera z Łodzi i wielu innych. Wiktor: Wspomniałeś o tych dawnych czasach, kiedy po ubraniu można było poznać skejta, teraz już tak nie jest. Japcok: W tamtych czasach to było nie tak jak dziś, że co 5 koleś ma takie ciuchy. Nie wiem, czy pamiętasz, ale wtedy to były takie firmy: Acme, Entity, Neighberhood i jak szedł gość np. w takiej czapce to wiadomo było, że jeździ. Podchodziło się do niego i szliśmy śmigać. Ula: No, ale wracając do tego jak to w końcu założyliśmy sklep, to ja w 1995 roku pojechałam do Poznania na studia. Tam był taki sklep Roll Sport na ul. Wielkiej, oni też mieli sklep w Warszawie. Jako pierwsi mieli dystrybucję obecnego Black Boxa, w którym wtedy było Zero, Toy Machine, Foundation… Tam pracował też Słonik. Ja chodziłam do tego sklepu, kupowałam gazety i ogólnie się poznaliśmy z tamtą ekipą. No i to był taki czas, że się zastanawialiśmy co robić w życiu i tak narodził się pomysł na sklep, to był 1996 rok. Wiktor: A Ty Japcok wspomniałeś że byłeś w tym czasie w wojsku? Japcok: W 1994 roku poszedłem do wojska i wyszedłem w styczniu 1996. Jak sobie kupiłem deskę za kasę z wojska, to się ze mnie te gary na jednostce śmiały. Bo jak dostawałeś żołd, to oni: gorzoła, ogórki, zagrycha, cuda a tu człowiek składał pieniądze. Jak jeździłem na Smolną po jakieś gazety, deski, buty czy ciuchy, to się ze mnie śmiali jak można takie duperele kupować. Na przepustce to się pod Kapitol chodziło, bo ja połowę służby w Warszawie odbywałem. No i trzeba też wspomnieć Rafała Wielgusa, oni wtedy prowadzili taką firmę Capitol i oczywiście „R”. Rafał też nam wiele pomógł na początku, bo znał tych wszystkich ludzi z dystrybucji. Z takich ciekawostek, to mało kto pamięta, ale w tamtych czasach można było kupić wszystko na sztuki, np.: jedno kółko czy jednego trucka. Ula: Rafał też poznał nas z ludźmi, którzy wtedy handlowali Es’em, Etnies’em i Emericą. Później był etap kiedy poznaliśmy Beatę i Adama Malitę. Japcok: Poza tym środowisko deskorolkowe było silnie powiązane ze snowboardowym, istniał nawet team snowboardowy Mality, w którym jeździli nasi znajomi z Zakopanego. Wiktor: A jak sie na początku wasz sklep nazywał? Tak jak teraz Grindbox? Ula: Na początku po prostu nazywał się Skateshop, nie było mowy żeby ktoś trafił do sklepu z inną nazwą. Pierwszy nasz sklep mieścił się w domu, w przyziemiu, takie fajne undergroundowe pomieszczenie to było. Japcok: Mam jeszcze w domu takiego starego odbijanego na ksero zina deskorolkowego ze Śląska „Maderfaker” i tam było zdjęcie naszego sklepu z deskami wystawionymi przy płocie, heh… Ula: To jeszcze był czas kiedy Ślizgu nie było. Japcok: Gdzie co ty, jakiego Ślizgu? Ślizg to był ale na narcie (beka:)) Ula: Dużo ludzi pamięta to pomieszczenie, wspominaliśmy je z Tomkiem Frantem ostatnio jak do nas przyjechał. Taki nasz kolega z plastyka (Wojtek Krupa – pozdrawiamy przy okazji) zrobił nam fajne rysunki na ścianę. Obawialiśmy się czy tam ludzie będą przychodzić, ale to było w sumie jedyne takie miejsce w mieście, działała też poczta pantoflowa i tak się to kręciło. Maciek Rzankowski i ekipa Sławka Szwarca też pamiętają te czasy. Wiktor: I jak dalej potoczyły się losy sklepu? Ula: Ja chciałam żeby to się rozwijało i chciałam się przenieść do centrum. Szukaliśmy lokalu i znaleźliśmy go na dolnych Krupówkach. To był rok 2000. Sam sklep był dosyć duży, ale miał też kilka mankamentów bo np. nie miał okien czyli brak dziennego światła. Niestety w 2002/2003 zrobił się w Zakopanem straszny zastój w deskorolce. Nagle starzy przestali jeździć, a młodej ekipy jeszcze nie było. Musieliśmy zamknąć sklep na pół roku, mieliśmy zawieszoną działalność i nie wiedzieliśmy czy będziemy w stanie prowadzić sklep dalej. Wiktor: No ale w końcu udało się znaleźć nowe miejsce, dlaczego tutaj a nie na Krupówkach? Ula: Szkoda nam było te wszystkie kontakty stracić, i tych ludzi których poznaliśmy no i tak ciągle o tym myśleliśmy. Po pół roku poszukiwań znaleźliśmy zbiegiem okoliczności właśnie ten lokal, w którym teraz jesteśmy. Właśnie w tym czasie zmieniliśmy nazwę na Grindbox. Dlatego, że był wysyp pseudo „skateshopów”, które nie mają pojęcia o deskorolce i sprzedają rzeczy w ogóle z nią nie związane. A co do Krupówek – czynsze są mega, nie na biznes skateshopowy. Teraz w zasadzie Zakopiańczycy nie prowadzą interesów na Krupówkach, na to stać tylko sieci sklepów. To specyficzne miasto. Wydaje się: Zakopane jakie tam tłumy, korki… no tak ale trzeba też dodać, że przecież turysta raczej przyjeżdża tu zabawić się, pojeść, iść na skoki… Wiktor: Tutaj pozwolę się wtrącić i zadać Wam takie pytanie dotyczące właśnie prowadzenie sklepu. Prowadzicie bardzo ortodoksyjną politykę, jeżeli chodzi o marki i produkty jakie można w Waszym sklepie kupić. Nie mówię już tylko o asortymencie z branży hiphopowej, ale macie też ostrą selekcję marek z branży skate. Nie macie sklepu na Krupówkach i nie każdy jest w stanie na Was trafić. Przyznam że to dość rzadko spotykane stanowisko i odważna postawa. Wiadomo że wiele skate shopów nie zdecydowałoby się nigdy na takie ruchy, bo przynosiłoby to mniejsze zyski, lub równało się z zawinięciem interesu. Ula: No nie wiem, doszliśmy kiedyś do takiego wniosku, że jak mamy prowadzić taki sklep, to musi być 100% deskorolkowy. Bo skate shop to jest skateshop. Tylko w Polsce jest taka sytuacja, że ludzie, którzy wchodzą do skate shopu pytają o dresy, fajki wodne, farby i inne „cudawianki”. Albo prowadzić to albo w ogóle. Japcok: Ja uważam tak, że jak ktoś nigdy wcześniej nie był gdziekolwiek na świecie w prawdziwym skate shopie, to nie będzie wiedział o co chodzi, bo tutaj w Polsce to się wszystko pomieszało. Taki sklep ze wszystkim to można sobie nazwać np. street style a nie skate shop; Wiktor: W Polsce jest rzeczywiście spory „problem” w tym nazewnictwie. Wydaje mi się, że ze względu na to że kiedyś, środowiska rapowe i deskorolkowe były ze sobą silnie połączone, moda i klimat się wymieszały i jest tak jak jest. Ula: Ale to tylko w Polsce tak jest, nigdzie indziej na świecie. Wiele razy dostawaliśmy maile dotyczące współpracy z różnymi firmami, ale zawsze odmawialiśmy, my prowadzimy prawdziwy skateshop – deskorolkowy. Wiktor: Pamiętam jak kiedyś Japcok opowiadał mi jak pewnego razu taki „as” przyjechał z towarem i chciał sprzedać mu hiphopowe ciuchy a Ty go odesłałeś z kwitkiem. Japcok: No, no powiedział mi, że ma takie super dżinsy. Wysypały nam się z ciężarówki spodnie z kobrami i zwierzętami wyszytymi na gaciach… Wiktor: Z tego co ja pamiętam to deskorolka od zawsze była związana z modą. A jak wy to widzicie? Podróżowaliście po Stanach, jak tam to wygląda? Japcok: Tam ludzie ubierają się w to co chcą, ale są takie jakby podziały w modzie. Są goście co jeżdżą w dresach bo tak jest im wygodniej, albo murzyni ubrani jak starzy oldskoolowcy w rurki, koszule i krótka piłka. Są też tacy, co w ogóle nigdy byś nie pomyślał że jeżdżą na desce (dodaje Rzankoś, który siedział z nami w sklepie w czasie wywiadu). Wiktor: Moim zdaniem to wreszcie wszystko zaczyna wracać do normy, bo skateboarding to przede wszystkim jazda na desce a muzyka, moda to osobne tematy i ewentualnie inspirują ją ale nie tworzą jej. W czasie rozmowy o modzie jakoś przypadkowo pojawił się temat Nike SB, na który cała ekipa Grindboxu zareagowała bardziej żywiołowo. Japcok: U nas Nikeów SB nie ma i nie będzie. Ja jestem ortodoksem i tradycjonalistą. Wolę stare brandy i je dalej ciągnąć, niż wszystko co nowe i super. Są sklepy, które tę markę mają i ok, ich wybór. Jest grupa ludzi, którzy wspierają typowo deskorolkowe firmy, kupując ich produkty a jest część ludzi, którzy kupują bo jest taka „zajawka”. Moim zdaniem teraz to już wszystkie firmy sportowo-obuwnicze robią buty skejtowe bo widzą w tym zysk. To samo jest z sieciami sklepów a’la „skate”. A co jak deskorolka upadnie i wszyscy zaczną jeździć na sankach? To co – te firmy zaczną robić wszystkim buty albo ubrania na sanki? No to jest właśnie to błędne koło. Czemu w Ameryce niektórzy tak usilnie walczą z tym, jak np. Consolidated czy Osiris? Co te wszystkie firmy rzeczywiście robią dla skateboardingu, to że dają rzeczy na zawody? Przecież wiadomo że to jest dla nich promocja. Ja też mogę załatwić z masarni kilo baraniny i będzie do wygrania na zawodach, to jest żaden problem. Nie mówię tu akurat o Nike SB, wiele innych firm można wyliczyć. Teraz nikogo nie interesuje czy dana firma coś z deskorolką ma wspólnego, tylko kupuje się to co jest na topie, bo kolega nosi, ładnie wygląda itd. To jest moje indywidualne zdanie, inni mają inne. Tyle. Ula: To chodzi też o korzenie deskorolkowe czy w ogóle ma dana firma. Ciekawe jest to dlaczego nagle wszystkie te firmy zaczęły się w deskorolce udzielać. Ktoś powie ok.,Vans też jest korporacja, też zarabiają wielkie pieniądze i są wszędzie. Zgodzę się z tym tylko jest ta różnica, że Vans powstał na kanwie deskorolki, firma swój sukces zawdzięcza desce i właśnie takim korzeniom.. i tylko o to w tym chodzi. Jeszcze można by wspomnieć też i o kolejnym problemie tzn. SUPPORT YOUR LOCAL SKATE SHOP. O braku świadomości lokalnego skatera. Ten sam problem jest widoczny w USA, są wielkie sklepy, molochy ale i są małe, które sprzedają marki czysto deskorolkowe. Druga sprawa to sklepy internetowe dystrybucji, aukcje ale to osobny temat- rzeka. Taki już jest ten świat. W Polsce jest jeszcze jedno: mała świadomość na temat mniej znanych marek – ale czy akurat nie ma na to wpływu fakt, że nie można dostać amerykańskich gazet w skateshopach, ani wielu filmów dvd? Z tym jest w naszym kraju bieda. Wiktor: Ok., żebyśmy się za bardzo w ten temat nie zagłębili bo to temat bez dna, to wróćmy do meritum. Jak to jest teraz z jazdą na desce Japcok, śmigasz coś jeszcze? Japcok: Jak zaczęliśmy ten sklep prowadzić to ja miałem już „swoje lata” a dzieciaki zaczęły tak śmigać, że szok. Powiem Ci, że słabo się jeździ z chłopakami 20-25 lat młodszymi. Mi szkoda tych wszystkich ludzi ze starej ekipy, myślę że jakby teraz jeździli to też bym z nimi śmigał. Kiedyś takich możliwości jak teraz to nie było. O Internecie niewiele osób słyszało, o sprzęt było ciężko, nikt nie umiał Ci pokazać jak się robi jakiś trik a później przyszedł czas na obowiązki i tak to wygląda. Kiedyś jak gość zrobił w parku ollie przez długopis, to żeśmy przez tydzień pili jabcoki hehe (żartuje oczywiście), bo to była taka sensacja, a gość nie był nam w stanie wytłumaczyć jak to zrobił (znów śmiech). Wiktor: No właśnie a skąd Twoja ksywa? Jabcok: Ksywka jest od nazwiska Jabłoński czyli Japcok (ale ksywka przez p a nie przez b!). Mojego ojca też tak nazywali i proszę nie mylić czasami z ilością wypitych jabcoków, heh. Wiktor: Ok, a zmierzając w kierunku tych nowszych czasów, to powiedzcie jak wyglądała sprawa skateparku w Zakopanem, bo chyba jak wszędzie nie było z nim zbyt lekko a wy o niego zabiegaliście od samego początku. Jabcok: Pierwszy skatepark postawiła wrocławska firma Powerman w 2000 r. i kupił ją Urząd Miasta nie pytając nikogo o zdanie jakie mają być przeszkody. To sobie tak stało i niszczało. Ula: Trzeba powiedzieć, że pierwszą petycję złożyliśmy do miasta w 1997r. W sklepie zbieraliśmy podpisy pod petycję, i uzbierało się ich wtedy 56, dziś to niewiele ale wtedy to było coś. Męczyliśmy i męczyliśmy władze miasta, ale sprawa jakoś ucichła, aż nagle w 2000r. przywieźli tego Powermana. Potem w 2003 roku, kiedy już otworzyliśmy Grindbox, skatepark został przeniesiony w inne miejsce na dzisiejszy plac pod TTA. W tym czasie jak ponownie otworzyliśmy sklep, to automatycznie znów pojawiło się wielu młodych deskorolkowców. Wszyscy się skarżyli, że skatepark jest słaby, niebezpieczny i że przydałoby się coś z tym zrobić. Wtedy Japcok zaczął chodzić z chłopakami do Urzędu Miasta do pani Kiełpińskiej z Wydziału Sportu, która zawsze nam pomagała i z roku na rok przybywało przeszkód. Najpierw postawili grindbox, potem funbox i inne przeszkody Techrampsa. Ostatnio odnowiono starą rampkę i powstała też nowa mini Altrampsu. Niestety asfalt tam pozostawia wiele do życzenia. Przy okazji to jeszcze trzeba powiedzieć, że pomogła w tym druga petycja do miasta z 2003. Wiktor: Jaki by ten skatepark nie był, to wydaje mi się że ma on duży wkład w budowę i rozwój sceny zakopiańskiej. Na tym skateparku organizowaliście także różne zawody i imprezy, prawda? Ula: Pierwsze zawody organizowaliśmy dopiero w 2005 roku. To były takie dość duże zawody, na drugi dzień była impreza snowboardowa w Nowym Targu, którą organizowała ekipa Królika (pozdrawiamy przy okazji). Przyjechał do nas team Malita i Fenix. Chłopaki z tych teamów sędziowali, dawali demo a Słonik z Poznania komentował. Bardzo dużo nam pomogli. Japcok: Powiem tak, że jest grupa ludzi, którzy „psioczą” na Malitę, ale ja złego słowa nie mogę powiedzieć o nim. Chciałbym żeby wiele firm w Polsce pomogło deskorolce chociaż w połowie tak jak oni. Adam zawsze szedł na rękę żeby sponsorować kogoś, czy pomóc w imprezie. Wiktor: Powiedzcie o co to dokładnie chodziło ze skateparkiem w zeszłym roku, bo coś się złego działo wokół niego. Miał być gdzieś przenoszony czy coś w tym rodzaju. Pamiętam że organizowaliście akcję mającą na celu utrzymanie skateparku i jego rozbudowę. Ula: To taka sytuacja wynikła, że przypadkiem z lokalnej gazety dowiedzieliśmy się, że na miejscu skateparku powstanie boisko do piłki w ramach akcji Orlik, bo ten plac ma pod to odpowiednie wymiary. Nikt tego z nikim nie uzgadniał. Chłopcy licznie poszli na spotkanie z burmistrzem. Tutaj nam sporo pomogła Maćka Rzankowskiego siostra i jej koledzy ze Stowarzyszenia Osób Pozytywnie Myślących „Konkret”, oni napisali pismo i pod nim podpisało się 600 osób własnoręcznie, nie przez Internet. Na skateparku mieliśmy też spotkanie z vice burmistrzem, który myślał że tam tylko kilka osób jeździ a tego dnia była ich akurat cała chmara. Władze chciały skatepark gdzieś przesunąć na bok i oddać nam jakieś skrawki a skatepark to skatepark, musi mieć przestrzeń. Doszliśmy wtedy do wniosku, że robimy duże zawody razem z tym stowarzyszeniem. Pierwotnie miały się odbyć w Dzień Deskorolki, ale niestety pogoda nie dopisała i przenieśliśmy je na 16 sierpnia. Udało się, była super pogoda, przyszedł główny burmistrz i zobaczył, że jest wielkie zainteresowanie tym sportem. Mamy nadzieję, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku, chociaż ostatnio znów medialne doniesienia nas niepokoją i znów jak bumerang powraca temat „boiska”. Tak naprawdę na dzień dzisiejszy nie wiem co dalej będzie. Wiktor: Ja myślę, że wielu urzędników zwłaszcza tych starszych żyje w przekonaniu, że chłopaki to tylko grają w piłkę nożną, a dziewczyny ewentualnie w siatkówkę; Japcok: No tak, ale sam popatrz jak ta współczesna piłka nożna wygląda? Czy w ogóle jest sens inwestować w nią kasę? Ula: Zakopane to jest też takie miejsce, gdzie przyjeżdża cała masa turystów ze świata, którzy przychodzą i pytają się o taki park. Ja w sezonie muszę mapki ludziom rozdawać. Porządny i duży skatepark jest naprawdę potrzebny naszemu miastu. W tamtym roku, złożyliśmy właśnie wraz ze stowarzyszeniem petycję pod budowę krytego skateparku i tych podpisów było aż 600. Trzeba wykorzystać te wszystkie możliwości jakie dają dotacje europejskie. Tu także chodzi o tą młodzież z Zakopanego, bo co oni innego mogą tutaj robić, chodzić po knajpach, grać na komputerze i tyle? Oni naprawdę nie mają tutaj żadnej alternatywy. Japcok: Myślę że dla wielu byłoby to na rękę, żeby młodzi robili byle co i nie zawracali im głowy. Wiktor: Chciałem Was też zapytać o waszą ekipę grindboxową, z którą jeździcie na zawody i wspieracie ją na miarę własnych możliwości. Japcok: Ja własnymi środkami, i możliwym dostępnym czasem, zawsze staram się zabierać na zawody jak największą ilość chłopaków, żeby oni się pokazywali. Jak ktoś chce jechać, jest wolne miejsce to nie ma sprawy i jedziemy. W takich kwestiach jak sponsoring w sprzęt, to jesteśmy za małym sklepem, ale jak coś się da to pomagamy. Ula: Na dzień dzisiejszy wspieramy na tyle ile możemy Andrzeja Podsiadło, który prezentuje naprawdę wysoki poziom i aż dziwię się, że chłopak nie ma żadnego porządnego sponsora, a on sam nie jest takim gościem co się będzie chodził i przechwalał. Tutaj trzeba też wspomnieć i podziękować Tomkowi Dorawie koordynującemu program Local Hero, dzięki któremu Jejo dostawał deski Creme. Japcok: Apropo Tomka, to zawody California Uber Alles w krakowskim poolu, to były najlepsze zawody na jakich byłem ostatnio, naprawdę dobry kalifornijski klimat. Natomiast wracając do sponsoringu w Polsce to też jest taka sprawa, że zazwyczaj dystrybucje i firmy wybierają po prostu swoich znajomych, a jak się gdzieś tam uchowa jedno, dwa miejsca to wtedy ewentualnie zapraszają ludzi z zewnątrz, ale to jest osobny temat. Wiktor: Pamiętam też, że byliście całą ekipą na zawodach Pucharu Słowacji w Liptowskim Mikulaszu i że Jejo zajął tam dobre miejsce. Ula: Andrzej tam jeździł z czołówką Słowacką i Czeską. Większość z nich to miała po kilku sponsorów a wcale Andrzej nie odbiegał od nich poziomem jazdy, to wygląda tam zupełnie inaczej. Wiktor: Ja myślę też, że z tym wybijaniem się i sponsoringiem wśród polskich riderów, to jest po prostu jakiś problem mentalny, psychiczny. Przecież nasi sąsiedzi nie są z kosmosu ani Ameryki, tylko są takimi samymi ludźmi jak my. Ula: Dużo też od ludzi zależy, czy chłopakom chce się jeździć, coś robić, jest wiele talentów ale olewają to a w przypadku Andrzeja to jest tak, że chłopak chce i potrafi. Na tych zawodach zajął 6 miejsce a jeździli tacy goście jak Peter Molec czy Ondrej Leskoviansky. Japcok: Jest też taki odwieczny problem między sponsorem a sponsorowanym, że ktoś od kogoś coś wymaga. To nie jest tak, że dostajesz deskę i masz wszystko w dupie. To jest sposób promocji i korzyści muszą by obopólne, wiele osób tego nie rozumie. Ludzie nie doceniają tego co się robi i jest to w ogóle temat morze. Ula: Co do naszej ekipy to trzeba jeszcze powiedzieć o Poziomie, którego też lekko wspieramy. Oprócz tego, że fajnie jeździ, ma swój styl to jest naprawdę bardzo OK osobą i pomaga nam w różnych sprawach. Oczywiście Rzankoś, Mateusz Mróz- to są goście wzór. Zawsze nam pomagają przy organizacji zawodów. Z młodszej kadry to ostatnio nas zadziwia Miłosz Rebeś, a z jeszcze młodszych to Michał Szpot czy brat Rzankosia. W ogóle cała obecna ekipa deskorolkowa w Zakopanem jest bardzo fajna, jest też i wielu innych, którzy świetnie jeżdżą. Dużą rolę w tym wszystkim ma także Szymon Stachoń. Wiktor: No właśnie przecież Szymon jest z Zakopanego, prawda? Japcok: Tak z Zakopanego, mieszkał na Harendzie, tu się urodził i chwilę chodził do szkoły. Jak tylko ma czas to zawsze do nas przyjeżdża. To jest gość, który nigdy się nie wstydził powiedzieć skąd pochodzi. Wiktor: Fajnie bo to jest chyba najbardziej znany polski rider w Europie i akurat pochodzi z Waszego miasta. To pokazuje to o czym mówiłem, że się da, że Polak potrafi. Ula: On jako osoba jest bardzo koleżeński i pomocny. Jak mieliśmy Dzień Deskorolki to też przyjechał a zawody przez pogodę się nie odbyły i zostały przeniesione. Szymon nigdy nie narzeka, że miejscówka jest słaba, jemu zawsze się dobrze jeździ. Inni, którzy jeżdżą jak on myślę, że nie mieliby takiej zajawki na te przeszkody co są u nas. Trzeba powiedzieć wprost, że Szymon jest reprezentantem Polski ale też Zakopanego i zawsze przy okazji kontaktu z urzędem o nim wspominamy. Wiktor: Na koniec chciałem Was jeszcze zapytać o niesamowitą kolekcję zdjęć i autografów jaką macie w sklepie, chyba jedyną taką w Polsce. Począwszy od idoli nastolatków 30 lat temu po współczesne gwiazdy skateboardingu w stylu Ryana Shecklera. Wygląda na to, że sporo podróżujecie. Powiedzcie coś o tej Waszej zajawce. Japcok: Wszystko zaczęło się w Pradze na zawodach na Mysticu, tam zawsze wszyscy przyjeżdżali. Najbardziej jednak jestem zadowolony ze spotkania w LA: Jay’a Adamsa i autografu Tony’ego Alvy. Wiktor: A kto to jest Jay Adams? (nagle śmiech). Nie no żartuje, ale myślę że dzieciaki mogą nie znać ich. Japcok: W Zakopanym dzieciaki wiedzą kim oni są. To są ikony deskorolki. Mamy też zdjęcia z pierwszego skateshopu na świecie Dog Town, kiedyś zwanym Zephyr dziś Horizons West Surf Shop w Venice Beach, w dzielnicy Santa Monica. Mało kto o tym wie, ale brat Mike Muir’a wokalisty zespołu Suicidal Tendendencies w 1970r. był założycielem Dog Town. Bardzo zależało mi na tym abym mógł odwiedzić to miejsce i też tak się stało. Ula: Większość kolekcji autografów pochodzi z czasów kiedy na miesiąc pojechaliśmy do Californii a tam co chwila są dema, podpisy, zawody no i tak się jeździło, zwiedzało i zbierało je. Załapaliśmy się na teamy Vansa, Elementa, Altamont, Osirisa i wielu innych. Udało nam się też być na finale zawodów Volcom AM pod siedzibą tej firmy. Przy okazji otwarcia skateparku czy sklepu zawsze są zapraszani prosi, to standard. Ale tam to jest w ogóle inny świat, wszędzie są duże betonowe parki z świetną nawierzchnią, oświetleniem i panuje w nich porządek. Niesamowity jest też największy kryty skateparku Vansa w południowej Californii, w Orange. Wyjazd ten to multum wrażeń i wspomnień, zwiedziliśmy też kilka dystrybucji firm. Wiktor: Powoli zbliżamy się do końca i zgodnie ze zwyczajem ostatnie słowo należy do Was, może zapomniałem o coś zapytać lub Wy chcecie o czymś powiedzieć? Ula: Nie chcę robić pewnemu magazynowi reklamy ani na złość, ale jestem zażenowana tym co się w nim ostatnio znalazło. Jestem za zdrowym podejściem do deskorolki, a reklamowanie takich rzeczy jak tam to zwykła żenada. Trzeba mieć zasady. Szkoda tylko, jak ktoś najpierw mówi o zasadach, biadoli nad dolą w poematach a potem wychodzi szydło z worka o co biega. Szczerze szkoda… Ludziom to się może wydaje, że w Stanach nie wiadomo co się dzieje i że to jest ok. Błędne skojarzenia – w Stanach nawet papierosów nie można zapalić na skateparku, i dobrze. Japcok: Pewne osoby nie potrafią zauważyć, że jak nawet ktoś popala w filmie, to tego nigdy nie robi przy dzieciach. A w Polsce uważam jest to nagminnie łamane, czy są dzieciaki w pobliżu czy nie, to nie jest ważne bo liczy się „zajawka”, dobra zabawa i koniec, a jakie są tego skutki to nikt nie bierze tego pod uwagę. Ula: To pobłażanie środowiska na takie zachowanie jest złe. W temacie narkotyków jesteśmy bardzo ANTY i może nas ktoś za to nie lubić, ale my swojego zdania nie zmienimy, krótka piłka. Japcok: Niech sobie ktoś obejrzy film D.O.P.E (jest dostępny teraz na youtube). To są historie ludzi, słynnych skaterów, którzy począwszy od palenia trawki, przez ciężkie narkotyki stoczyli się na samo dno i do więzienia, ale u nas o tym się nie mówi i takich filmów nie pokazuje. Ula: Trzeba promować deskorolkę, jako zdrową alternatywę spędzania czasu. Wielu osobom w Polsce właśnie skateboarding kojarzy się z „obwisłymi gaciami” i takimi sprawami. W Stanach jest całkiem inaczej, tam miasta nakładają wiele pieniędzy na skateboarding, wiedzą, że młodzież ma pasję. Oczywiście Stany to nie Polska ale tu jakoś źle cały czas jest kojarzona deska. Jest multum osób pozytywnych i to cieszy a pozostali powinni zadać sobie pytanie z czyjej to winy tak jest, że jest taka a nie inna opinia społeczeństwa. Wiktor: Dokładnie tak jest i się pod tym podpisuję. Na koniec końców, to do kogo lecą pozdrówki i podziękowania? Ula: Bardzo dużo ludzi nam pomogło, z Zakopanego i całej Polski. Wszystkich chyba nie da się wymienić. Trzeba docenić i powiedzieć, że firma POGO i sam Piotrek pomógł na pewno wielu niektórym zakopiańskim chłopakom, dostrzegł ich, to nie ulega wątpliwości. Stokrotne dzięki. Malita wcześniej też, głównie snowboardzistom. To jest tak, że jak dzwonimy do małych firm i dystrybucji np. przy zawodach, to chętniej nam pomagają niż te duże, ja nie wiem o co tu do końca chodzi. Wspomnę tu też o Ograbie z INFOmagazine, naprawdę jak tylko może to nagrywa zakopiańską deskorolkę i w ten sposób nam pomaga. Thnx! Japcok: Pozdrawiamy tych „starych” wszystkich gości z całej Polski: Tomek Dworzak, Rafał Wielgus, Cwietu (NY), Adam Malita z żoną, Słonik z Anią, Piotrek Roszak, Skroban, Elbi, Malina, Tomek Frant, Nervousy, Mikser, Osa, Kamil Masely, Żarski i inni co przyjeżdżali do Zakopca (może nas jeszcze pamiętają…) Specjalne i szczególne podziękowania dla Łukasza Gabryelskiego z SGF co nam tu filmy kręci. Tutaj przy okazji trzeba wspomnieć o bardzo dobrym filmie pokazującym scenę zakopiańską pt. „Urban Kids”. Kawał dobrej roboty i wkład w zakopiańską deskorolkę. Kuba Pawlikowski też nam wiele razy pomógł. Ula: Przede wszystkim to ja dziękuję Bogu i rodzinie, że mogliśmy zobaczyć kalifornijski raj deskorolkowy. Trzeba również na pewno podziękować za bezinteresowną pomoc chłopakom z Altramps: Tomowi i Dominikowi, Szymkowi Stachoniowi, Michałowi z klubu Ampstrong, Stowarzyszeniu Konkret, Maćkowi Heczko, Pogo team’owi, Stanlejowi, Trash’om, Mateuszowi Paszkiewiczowi, Malita i Fenix team’om, Arniemu, Aresowi z Red Bulla, Jarkowi Kozakowi z W-wy oraz naszemu przyjacielowi z Torunia Grześkowi Marchlewskiemu, który zawsze przyjeżdża na zawody żeby były obiektywnie oceniane. Zawsze staraliśmy się zapraszać sędziów z zewnątrz, żeby ktoś nie mówił, że tego to znamy to sędziujemy na jego korzyść. Dziękujemy też wszystkim naszym znajomym z Zakopca: Zbysiu, Łysy, Grucha, Olek oraz innym z naszej „świetlicy”, którzy pomagają, szczególnie młodym. Poza tym zorganizowanie zawodów to są naprawdę spore koszty i gdyby tak każdemu płacić z osobna to byłoby ciężko… Pozdrawiamy też ekipę z Nowego Targu: Mulen, Lipes, Banan, Ciasiu itd., tam również świetnie jeżdżą chłopcy i działają. Specjalne pozdrowionka dla Mroowens’a w Anglii i Rafała z Bielska. Japcok: Trzeba dopisać w podziękowaniach cukiernię Samanta rodziców Maćka (Rzankowskiego), no bo Matko Bosko z Glicarowa, zawsze na zawodach organizują bistro i nam pomagają, oczywiście dziękujemy samemu Maćkowi i jego siostrze. Jeszcze Mateusza Brosza no i Tomka Dorawę też pozdrawiamy. Takich ludzi jak on to na palcach jednej ręki można policzyć! Ula: Bez tych wszystkich ludzi oraz tych, których tu nie wymieniliśmy z osobna, nie wyglądałoby to tak jak wygląda. Na koniec pozdrowienia dla skateboard.pl i podziękowania za ten wywiad! Japcok: Może tu w Zakopanym to nie jest jeszcze taka ekipa jak w Zoo York, ale wszystko idzie w dobrym kierunku, heh. Wiktor: No pewnie, trzeba liczyć siły na zamiary. Dzięki za wywiad i niech Grindbox, Wasza zajawka i cała scena zakopiańska rosną w siłę. Zdrówka! Dla Uli i Rafała wędrują także symboliczne upominki od Altamont. Jeszcze raz gratulacje! Wywiad przeprowadził Wiktor Stasica. Foto i skany dzięki uprzejmości Grindbox.
Altamont Back to the Roots – Grindbox
Published in Felietony Wydarzenia
Comments are closed.