Skip to content →

G-CODE

Jak się człowiek do czegoś przyzwyczai i jest mu z tym dobrze, to nie ma co eksperymentować, tak mi przynajmniej doświadczenie podpowiada. Jest też taka zasada, że jak jest coś dobre, to nie zmienia się tego, bo nie wiadomo na co się trafi. Z drugiej strony wiadomo, że po jakimś czasie wszystko się nudzi i zmiana jest potrzebna, ale w temacie dla mnie bardzo delikatnym i ważnym jakim są buty deskorolkowe, ich komfort i wyczucie deski biorą jednak za wygraną z próbowaniem czegoś nowego, bo po co się denerwować. Z doświadczenia wiem, że rozmiary butów nawet wewnątrz tej samej firmy się różnią, inaczej rozbija się podeszwa trampkowa a inaczej klasyczna przeszywana itd. , itp. . Ja się tak właśnie przyzwyczaiłem do Hermanów 2, w których jeździłem przez 2 lata, kapitalne laczki, kto jeździł ten wie o czym mówię. Raz w tym czasie pokusiłem się o zmianę na odmułkę i niestety mile tego nie wspominam, nie trafiłem w numer choć na początku wydawało mi się że jest dobry, a później to już było coraz gorzej. Ta sytuacja zmieniła się niedawno, kiedy Bryan Herman wraz z firmą Emerica zaprezentował swój nowy trzeci już pro model o zagadkowo ale fajnie brzmiącej nazwie G-Code. Spowodowało to, że się skusiłem na nie i pomyślałem, że się z Wami podzielę wrażeniami czy było warto…

Jazda Bryana Hermana nie może się nie podobać. W zasadzie jakbym usłyszał, że komuś się ona nie podoba to bym się mu zaśmiał w twarz, heh nie no żartuje, ale naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Nic więc dziwnego, że chłopak od kilku dobrych lat ma w Emerice swój promodel, który od początku dosyć mocno ewoluował. Pamiętam, że pierwsze Hermany były dosyć mocno muskularne i zupełnie nie przypominały swoich następców. Drugi promodel wyglądał jak z zupełnie innej bajki. Przede wszystkim wyszczuplał, jego budowa uległa uproszczeniu, podeszwa imitująca trampka oszukiwała oko, ale nie niszczyła się tak szybko i co najważniejsze przód buta był spasowany z jednego materiału, bez przeszyć, które lubią się przecierać. Aha, zapomniałbym o patencie Non Slip Desert Grip, czyli specjalnie skonstruowanej podeszwie, której zygzakowate wzory powodowały, że wręcz kleiła się do deski. Z tego co widziałem jeżdżąc po Polsce to buciki zdecydowanie przypadły do gustu skaterom, bo sobie je chwalili a to jest najlepsza rekomendacja. Żeby nie było tak kolorowo, to za cholerę nie wiem, dlaczego te buty nie miały gumek stabilizujących język, który często mi się przesuwał, ale jakoś to przemilczałem biorąc pod uwagę całokształt, w skład którego wchodziły: zajebisty wygląd, doborowe czucie deski, zadowalająca wytrzymałość na ścieranie i przede wszystkim mega komfort. Ten nowy kierunek w jakim poszły Hermany naprawdę bardzo mi odpowiadał. Idealnie łączył w sobie plusy podeszwy wulkanizowanej tzw. trampka i tej klasycznej zdecydowanie twardszej.

Herman 1

Herman 2

Trzecia generacja Hermanów to kolejny krok w przód w stylistyce i funkcjonalności. Buty przede wszystkim jeszcze bardziej wyszczuplały, co się tyczy zwłaszcza zapiętek i języka a ich profil stał się nieco niższy. Wiadomo, że jednym to będzie odpowiadało a innym nie. Ja natomiast bardzo szybko się do tego przyzwyczaiłem i po kilku wyjściach zupełnie o tym zapomniałem, choć przyznam się, że pierwsze wyjście na deskę było lekko asekuracyjne. Najważniejsze czyli podeszwa została ta sama i sprawdzona w boju Non Slip Desert Grip, czarny trampkowy pasek owej podeszwy zjechał tylko nieco niżej przez co jeszcze bardziej przypominają teraz tenisówki. W pięcie podobnie jak wcześniej mieści się żelowy system G2 chroniący i amortyzujący piętę. Ja musiałem się także przyzwyczaić do okrągłych sznurówek, który zanim oswoiły się z tym że się je wiąże, były nieco niesforne i same się rozwiązywały. Plusem jest to, że są jednak wytrzymalsze od poprzednich. Wkładka też się nie zmieniła i STI Foam niezmiennie mnie przekonuje swoją wygodą. Temat przodu buta uszytego z jednego materiału poszedł jeszcze dalej bo prawie pod samą piętę. Ogólnie dizajn G-Code’ów stał się jakby jeszcze prostszy i skromniejszy, co jakby pasuje mi do samego ridera i filozofii projektowania butów na deskorolkę przez Emericę. Bardziej atakują przyczajeni z ukrycia, jak Bruce Lee niż w stylu wjazdu na chatę pickupem przez Chucka Norrisa. Sam fakt, że już nie czuję różnicy pomiędzy starymi a nowymi Hermanami jest dla mnie dobrą oznaką, a po każdym wyjściu na deskę wydają się być coraz bardziej okiełznane. Niestety dalej nie ma tych gumek utrzymujących język zawsze w tym samym miejscu, dlatego minus za to u mnie mają. Dla wielu też pewnie nie bez znaczenia będzie ich wygląd, ale tutaj nie ma obaw i na wiosenne zaloty siądą jak złoto. Zwłaszcza w wersji kolorystycznej odwołującej się do kolaboracji z Shake Junt, czyli te czarno-biało-żółto-zielone. Kaskadersko cyrkowa ekipa Shake Junt właśnie takimi kolorami zdobi swoje grip tape’y, proste ciuchy i akcesoria. Podeszwy Hermanów w tej kolaboracji są różnokolorowe, jedna zielona a druga żółta. Poza tym, zapiętki pozdrawiają hasłem “Wassup Haters” wszystkich tych, którzy są mocni w gębie siedząc za klawiaturą komputera i podpisują się w komentarzach czyimś nazwiskiem lub bezimniennie, choć to i tak wszystko jedno. Poza tym G-Code’y na ten sezon dostępne są w kolorach: fioletowym, brązowym, czarnym i białym.

Words To Live And Die By.

Wielu z Was pewnie zastanawia się czemu nowe Hermany nie mają symbolu “3” tylko nazywają się G-Code. Ja też nie wiedziałem, dlatego poszperałem po necie i doczytałem, że ten G-Code to tak jak się domyślałem skrót od określeń Gangster Code i Ghetto Code, które oznaczają prosty ale nie prostacki system życia na dzielnicy bazujący na panujących powszechnie twardych zasadach i dwóch głównych przesłankach: nie gadamy z policją i nie sypiemy na siebie. Oczywiście określenie ma gangsterskie korzenie, ale dotyczy także zwyklaków, którzy także mogą być G-Code stosując się do tych zasad. Sam Bryan w jednym z wywiadów dla The Skateboard Mag powiedział swojemu rozmówcy, który poprosił go o wyjaśnienie tego pojęcia, że jeżeli on tego nie wie, to i tak tego nie zrozumie. Ja myślę że Bryan Herman raczej w kierunku Jeremy’ego Rogersa nie idzie i nie pójdzie, ale na wszelki wypadek dodam, że nie chodzi o to, że od dziś macie jeździć z klamką w plecaku, walającą się obok mineralki, klucza 13 i 14 oraz świeczki…

Zobaczcie zresztą sami, co do powiedzenia o swoim nowym bucie ma sam Bryan Herman.

Z takich jeszcze ciekawostek to jeżeli macie konto na Facebooku, to możecie wziąć udział w bardzo ciekawym i cieszącym oko (i nie tylko…) konkursie specjalnie przygotowanym przez europejski odział Emerica. Do zgarnięcia G-Code fanty klik, klik…

O zdanie na temat G-Code’ów zapytałem także deskorolkowców Maćka Heczko i Michała Zwardonia siedzących w branży skejtowej, a których przyłapałem na noszeniu tych butów.

” W zasadzie mam już trochę lat i nie jedne buty na deskę już miałem. Wiadomo, że skończyły się już czasy “meeeega zajawy” na różne modele, pro modele itp. i “saneczki” na deskę dobieram tak aby po prostu dobrze leżały i jeździło się w nich komfortowo.  Jako, że marka Emerica z kilku powodów zdominowała moją deskorolkową garderobę, używam w zasadzie tylko ich produktów…
Jeśli chodzi o G-Code’y to powiem wam, że dawno nie byłem tak zajarany czekając na premierę tego modelu:
– po pierwsze, dlatego że są one kontynuacją Pro Modelu Hermann, w którym jest kozacka podeszwa, mistrzowsko trzymająca papier
– po drugie bo to po prostu ładne buty 🙂
– a po trzecie, i w zasadzie najważniejsze, że są one związane z “Shake Junt” a jest to dla mnie konkretna zajawa :)…i możesz sobie rapowo wyjechać z językiem promując logo heheh… ” – Maciek Heczko

“Buty na pierwszy rzut oka są niskiego profilu co można odczuć podczas pierwszego włożenia nogi. But jest jakby miał zaraz spaść, natomiast szybko można się do tego przyzwyczaić i stopa leży bardzo stabilnie i nie wypada. Od razu po włożeniu można poczuć że jak na tramposzka jest bardzo wygodny G2 i sti foam robi swoje. Noga się nie przesuwa ani do przodu ani na boki. Duży pozytyw to brak przeszyć na czubku buta. Bardzo wygodne i podczas paru triczków na desce nawet nie ma śladu przytyrania na bucie jedynie lekkie zdarcie podeszwy która zdziera się warstwowo.” – Michał Zwardoń
Podsumowując, chyba jednak czasem warto dla odmiany spróbować czegoś nowego, nawet butów:). No i cała moja rozkminka z początku tego artykułu poszła się bujać, ale tak jest z butami zaprojektowanymi przez tego gościa…

Published in News - Video

Comments are closed.

Comments are closed.