Skip to content →

Altamont Back to the Roots – Andrzej Skrobański

Po tym jak opisaliśmy dokonania pierwszej osoby wyróżnionej w akcji Back to the Roots – Bońka Falickiego, dostaliśmy wiele zapytań o to kto będzie kolejną osobą wraz z sugestiami i typami, które w dużej mierze określały tą samą postać. Jak się szybko okazało, nasze redakcyjne plany nie odbiegły od dochodzących do naszych uszu i oczu opinii kogo tym razem powinniśmy nagrodzić i komu złożyć ukłon za podejście do skateboardingu i spraw z nim związanych. Dość owijania w bawełnę, gdyż przed Wami wywiad z „weteranem” polskiej sceny deskorolkowej, człowiekiem którego wiedza i coś w rodzaju deskorolkowej mądrości jest czymś nieocenionym. Jego wkład w rozwój polskiej sceny deskorolkowej jest niewątpliwie olbrzymi. Wywiad, który nie miał być tą formą artykułu, pozostał jednak gdyż doszedłem do wniosku, że wyciąganie z niego esencji i skracanie pozbawi możliwości poznania i przekazania myśli oraz sposobu podejścia do skateboardingu, którymi  w całkowicie naturalny sposób emanuje nie kto inny jak Andrzej Skrobański. Zapraszamy do przeczytania wywiadu ze Skrobanem, z którym rozmawiałem nie tylko o INFOmagazine ale też o życiu, dystansie do pewnych spraw i postrzeganiu idei skateboardingu. Więcej na temat Altamont Back to the Roots znajdziecie na altamont.pl

Hej Andrzej, jak to się stało że zacząłeś jeździć na desce, skąd wzięła się zajawka na to, jak to wyglądały początki przygody z deskorolką?
Może to zabrzmi troszkę nieprawdopodobnie ale moja fascynacja deskorolką była zawsze odkąd siebie w ogóle pamiętam, od czasu przedszkola… może wcześniej, ciężko określić. Wiadomo, że wtedy na początku lat 80-tych nie było mi nic wiadomo na temat pro deski prócz jakiegoś zdjęcia w katalogu rodem z Niemiec zachodnich, ale to mi wystarczyło by zajarać się na tyle by za wszelką cenę mieć swoją deskorolkę. Oliwę do ognia podsycały pojedyncze flashe z „Akademii Policyjnej”, czy z programu „Bliżej Świata“ w TVP, gdzie był przegląd ciekawostek rodem z anteny satelitarnej którą wtedy miała jedna rodzina na osiedlu. Z historii wiemy że czasy pozyskaniu deski nie służyły i do 1991 roku musiałem zadowalać się przeróbkami wrotek. Pierwsza deska to kawał dechy wyciętej przez mojego tatę i do tego przykręcone podstawy od zwykłych wrotek. Zero skrętu, zero prędkości tylko wygląd był troszkę podobny, a zjechać na niej z górki slalomem między ustawionymi kamieniami graniczyło z cudem. Gdy się w końcu komuś udało to był prawdziwym mistrzem. Szkoda, że jej nie zachowałem choć walała się po podwórku gdy już jeździłem na profes desce. Gdy „dorosłem“ do tego że takie rzeczy nabrały w moich oczach bezcennej wartości już jej nie mogłem znaleźć, szkoda. Planuje zrobić sobie kiedyś replikę. Prawdziwa deskorolka przyszła gdy w wieku 15 lat do szkoły na profes desce przyjechał kumpel Zienek który jak się okazało zna ekipę gdańskich skejcików. On wprowadził mnie w to „środowisko“. Maciek Makara przy naszym pierwszym spotkaniu skoczył dwa deki a Kamil Ortyl zakręcił się na dwóch kółkach chyba z 4 razy. Tego obrazka nie zapomnę nigdy. To był dla mnie szok, kolesia który nie potrafił nawet dobrze się odpychać. Oni pożyczyli mi filmy na VHS, pokazali gazety i wtedy dopiero zobaczyłem czym jest prawdziwa deskorolka. Moim pierwszym sprzętem był jeden truck Independent przy tajwanie czyli teraz takiej marketówce pokrytej przeze mnie czerwonym prawdziwym papierem ściernym z sklepu metalowego. Na tyle było mnie tylko stać bo ten jeden truck kosztował chyba pół pensji mojej mamy i trzeba było po niego jechać do Warszawy. Jak się zbratałeś z kamerą, bo wiem że zanim zacząłeś pstrykać fotki dużo filmowałeś? Skąd wziąłeś kaskę na kamerę, bo nawet i dziś to nie jest mała sumka, a co dopiero wtedy? W mojej starej ekipie była jedna kamera i to był jakiś „mega oldskool” na duże kasety pożyczany od stryjka kolegi.
Kiedyś zresztą podobnie jak dziś gdy oglądasz filmy wzbiera się w tobie takie coś że „Ja też tak chcę!!!“ Więc na wszystkie sposoby kombinujesz żeby coś nagrać. To jest od zawsze wręcz nieodzowny element w deskorolce. Kiedyś było ciężko o kamerę, była ona niezłym rarytasem w domu i mieli ją naprawdę nieliczni. Pierwsze nasze wspólne nagrywki w Gdańsku pochodziły od kumpla któremu jakimś cudem udało się złamać szyfr w sejfie w którym ojciec trzymał kamerę. Podbierał ją gdy rodzice wyjeżdżali i kręciliśmy jazdę po mieście. To była taka duża naramienna kamera która niestety okazała się NTSC więc nic z tymi nagrywkami nie mogliśmy robić. Ja jakoś szczególnie się wtedy kręceniem nie zajarałem. Interesowała mnie jedynie jazda na desce. W 1993, 1994 roku poznałem Hewina i Tomka Czubę z warszawskiej ekipy spod skoczni. Przyjeżdżałem do nich na deskę a oni do mnie. Będąc w Warszawie poznali mnie z Kubą Perzyna który miał własną kamerę i robił filmy. Kuba zaczął mnie zapraszać do siebie do Warszawy a ja patrząc jak on kręci postanowiłem robić to samo. Tak się zaprzyjaźniliśmy. Pierwsza kamera to kupiony na raty najtańszy jaki tylko znalazłem Panasonic VHS-C który kosztował bodaj na dzisiejsze 2000 zł a ja pracując w Mc Donalds na nocki zarabiałem 300 zł. Było to niezłe wyzwanie bo od moich rodziców nie dostawałem nic, żadnego kieszonkowego i musiałem sam zarobić na sprzęt, deskę i dodatkowo kamerkę. Nie uświadczyłeś mnie na imprezie, bo w nocy przecież pracowałem a jak miałem wolne to wyjeżdżałem albo montowałem. Buty, ciuchy, sprzęt wszystko kupowałem używane z drugiej ręki albo raz na jakiś czas odświętnie nowe.

Mając już kamerę na pewno  nakręciłeś swój pierwszy film, który okazję mieli zobaczyć nie tylko Twoi osiedlowi ziomkowie z deski, ale szersza publika. Jaki to był  film, kto tam jeździł.? Jego montaż pewnie nie wiele miał wspólnego z dzisiejszymi realiami.
Pierwszy i zarazem jedyny mój taki film autorski to „Sprawni Inaczej” który powstał w 1995 roku. Jeździli na nim koledzy z którymi w tamtym okresie najczęściej się spotykałem na desce. Przed rozpoczęciem kręcenia raczej nie miałem sprecyzowanych planów kto będzie miał przejazd i jak cały film będzie wyglądał. Po prostu kręciłem i gdy przyszła zima zacząłem montować. Okazało się, że najwięcej materiałów uzbierałem chłopakom z Gdańska Maćkowi Makarze i Markowi Rybowskiemu oraz Adamowi Kalibabskiemu z Koszalina i Kubie Perzyna z Warszawy. Z całej reszty zrobiłem dwa chaosy. Oczywiście film był porządnie wydany na kasecie VHS, kopiowany na dwóch magnetowidach z okładką zrobiona na kolorowym ksero w ilości bodaj 25 sztuk. Natomiast co do montażu to naprawdę nie ma co porównywać. Teraz sam nie wiem jak my to w ogóle w tamtych czasach robiliśmy. Na jednym magnetowidzie odtwarzałeś kasetki a drugi zgrywał i robił tzw. Matkę, z której kopiowało się cały nakład. Trzeba było mieć wyczute do perfekcji opóźnienia w starcie po pauzach w swoim magnetowidzie. Z tego co pamiętam mój po wciśnięciu pauzy cofał 4 sekundy a ruszał z 2 sekundowym opóźnieniem czyli wszystko raczej na chybił trafił. Dopiero INFOvideo #6 zostało zrobione na komputerze. Duże udogodnienie choć i tak rendering chaosu w całości z napisami trwał często 8-9 godzin. W końcu to był Pentium 166 MMX najlepsza maszyna w 1999 roku.

Zdradź nam kulisy powstania Info magazynu i jak w ogóle zrodził się taki pomysł?  Pewnie duży wpływ na Ciebie miały 411’y. Z kim na początku ogarniałeś temat Info? Za czasów małolackich to ja i cała ekipa byliśmy przez te filmy wciągnięci, to był top temat na desce, zobaczyć gości z innych stron, dowiedzieć się że były zawody, do tego cała ta magia VHS I braku Internetu. Myślę że zdajesz sobie sprawę z tego jak dużo to wniosło do polskiej deskorolki patrząc na to z perspektywy czasu, bo zaczynając pewnie chodziło o co innego?
Po zrobieniu „Sprawnych Inaczej” dalej kręciłem w tym samym systemie, czyli bez planów po prostu kręcę tych z którymi się spotykam. Okazało się jednak, że mam dużo materiału ale tym razem nie wystarczająco dużo poszczególnych osób by zrobić im osobne party. Wtedy zaczęło się główkowanie co by z tym fantem zrobić. Wpadłem na pomysł takiego polskiego magazynu video takie jak w USA 411. Podzieliłem się pomysłem z Kubą któremu pomysł średnio się spodobał ale zaproponował pomoc przy zrobieniu Osobowości z Pawłem Przybyłem i całego partu miasta Warszawa. Po wydaniu pierwszej części już znacznie bardziej się zajarał i kolejne części były kręcone i z ogromnym udziałem Kuby który „obstawiał“ Warszawę a ja postanowiłem ruszyć w Polskę. Wiedziałem że są inne miasta, spoty gdzie jeżdżą skaterzy i chciałem do nich dotrzeć i ich pokazać, bo właśnie formuła INFO jako magazyn video była do tego idealna. I tak od drugiej części już działaliśmy na zasadzie planu co z kim i gdzie chcemy zrobić a kolejne „odkrycia“ moich podróży przynosiły nowe pomysły.

Kiedy w takim razie powstało pierwsze Info? Na pewno każde tego typu przedsięwzięcie ma swoje „cienie i blaski”, zabawne anegdoty, kuluary etc, jak to było w przypadku Info? O co chodziło z tym kultowym tekstem „deski od Kalibabskiego?“
Pierwsze INFO to bodaj jak mnie pamięć nie myli to 1997 rok. Cienie i blaski? Hmm??? Jak wspominałem to raczej powstało w codziennej jeździe na desce a że się dobrze na desce bawiliśmy to każdy dzień to przynajmniej kilka przygód i historii na większe opowiadania. Pamiętam że premierę zrobiliśmy u Marka Rybowskiego w domu w przeddzień zawodów na Motławie w Gdańsku. Przypadkiem pojawił się na niej między innymi Marcin Majewski który wtedy obok Sticoramy był naszym wielkim guru. Oczywiście nie znaliśmy się jeszcze zbyt dobrze i gdy Marcin po filmie podszedł do mnie i powiedział: „Fajne to twoje INFO“ myślałem że się popłaczę ze szczęścia. Gdy w odpowiedzi zapytałem czy zatem nie chciałby Osobowości w drugiej części a on się bez namysłu zgodził, wyobraźcie sobie co się wtedy we mnie działo. A z deską od Kalibabskiego to było tak że Czarek Cyran który tłumaczył salad grind w drugim INFO nie wiedział jak zacząć swoje tłumaczenie. Nie mógł już przecież powiedzieć „Musisz kupić deskę“ bo taką kwestię wypowiedział na wstępie swojej szkoły deski fronside flip w pierwszym INFO Adam Kalibabski. Więc Czarek zalecił by wziąźć tą kupioną deskę od Adama. A kolejni „tłumacze“ z podobnych przyczyn ale i już z tzw. polewki pielengnowali tą tracycje brania deski do uczenia się tricków od Kalibabskiego.

Wspomniałeś też o pracy w Maczku po nocach żeby wyrobić na życie i zajawkę, że traki kosztowały połowę pensji rodzica. Ja kiedy zaczynałem po zakupie jednej deski już zbierałem na drugą, bywały czasy że nie jeździłem miesiąc bo nie miałem na sprzęt i aż wstyd się przyznać że czasami chodziły mi po głowie różne myśli zarobkowe nie mające wiele wspólnego z pracą po to by kupić ukochaną deskę. Tak się na szczęście nie stało, ale kilku moich znajomków tak właśnie „zarabiało“ na deski. Jeździłem w Nowej Hucie, tam deski szły jak „świeże bułeczki”. Skateboarding to była kiedyś szkoła życia i coś co bardzo kształtowało charakter każdego z nas, jesteś podobnego zdania?
Wydaje mi się że nie można tego tak uogólniać. Deskorolka kiedyś ale również i dziś jest dla jednych prawdziwą szkołą przetrwania a dla innych już mniej. Kiedyś i dziś są skejci którzy muszą się nieźle napocić i nakombinować by zdobyć sprzęt ale są również i tacy którzy otrzymumują wszystko niemal na złotej tacy. Tak jak we wszystkich innych dziedzinach dorosłego życia. Ja akurat należałem do tej pierwszej grupy i jak tylko skończyłem podstawówkę musiałem na swoje przyjemności a nawet ciuchy, buty, a z czasem nawet i wyżywienie zarobić samodzielnie. Rodzice nigdy mi nie kupili nawet śrubki do deski bo po prostu na to nie mieli. Najpierw na sprzęt zarabiałem na warsztatach szkolnych, w lato na zbieraniu cebulek tulipanowych na gdańskich żuławach a później u Maćka Makary ojca w barach. Natomiast po skończeniu szkoły od razu praca w paszteciarni do której jeżdziłem z Gdańska do Wejherowa w 2,5 godziny w jedą stronę no i ostatecznie wylądowałem w McDonald‘s. Na szczęście zawsze widziałem szanse zarobienia pieniędzy poprzez pracę a nie jakieś ryzykowne zagrania. Pokusy oczywiście były bo w tamtym okresie radia samochodowe schodziły niemal od ręki ale szybko z Maćkiem Makarą się z tego wycofaliśmy nim zdążyliśmy zrobić jakieś głupstwo. Myślę że deskorolka wielu osobom w tym również i mi już w dość młodym wieku pokazała na czym polega dorosłe życie, jak nieraz ciężko zarobić na swoje potrzeby które w życiu bywają przecież różne, ale jak się tym bardzo jara to po mega wyrzeczeniach można to mieć.

Kiedy pojawił się pomysł na kolejny  „milowy krok” (naturalną kolej  rzeczy?), czyli wydanie Infomag na papierze? Co wpłynęło na decyzję o jego powstaniu? Jak układały się Wasze relacje z „Ślizgiem” kiedy obie gazety wychodziły równocześnie? Muszę przyznać ze ja z sentymentem patrzę na „Ślizg” (teraz wygląda on jak jakiś kolorowy zin) bo oprócz Infomagów na VHS nigdzie indziej w Polsce nie można było dowiedzieć się specjalnie czegoś o skateboardingu.  Czytywałeś tą gazetę?
Oczywiście że czytałem „Ślizg”. Pewnie był on dla mnie tym, czym dla większości jak nie wszystkich skejtów w tamtym czasie. Wielkim zaszczytem było dla mnie jak w pewnym momencie pojawiła się recenzja INFOvideo a później możliwość pisania czy publikowania pierwszych zdjęć. Pamiętam również, że był bardzo pomocny w zdobyciu wizy do USA. Jednak zawsze była to gazeta która dzieliła w mniejszym bądź większym stopniu deskorolkę pomiędzy rowery, rolki a później Hip Hopem gdy ten stał się bardzo popularny. My jako radykalni deskorolkowcy nie dzielący deski z niczym innym i patrząc na zagraniczne wydawnictwa mieliśmy uczucie wielkiego niedosytu. Chciałem by u nas również powstała prawdziwa w 100% deskorolkowa gazeta. Dlatego jak śledzisz poczynania INFOvideo od 6 części obok kasetki pojawił się mały zin który był takim zaczątkiem prawdziwej gazety, jednak daleko jej było do prawdziwej prasy. Namawiałem wiele osób, firm, nawet wydawnictwa by spróbowały coś takiego wydać oferując w tym swoją pomoc ale wszyscy pukali się w czoło mówiąc że na takiej gazecie z takim profilem nie da się zarobić. W zasadzie mieli w 100% rację ale mi w wyliczeniach wyszło że zwróci się koszt druku i to było wystarczająco by podejść do tematu. Najważniejsze było żeby w końcu złapać w ręce polską gazetę w 100% traktującą o polskiej deskorolce a w dodatku zrobioną przez siebie samego czyli podwójna… ba potrójna zajawa. Po dwóch pierwszych numerach okazało się że zainteresowanie INFOmag jest na tyle duże że musiałem porzucić pracę w McDonald’s i Mentorze by móc zająć się tylko i wyłącznie wydawaniem INFOmag.

Nawiązując jeszcze do wcześniejszego pytania i Twojej odpowiedzi to w 100% zgadzam się że deskorolka cały czas kształtuje charaktery, ale wtedy kiedy wszystko to było tak niedostępne  i graniczące z magią, nie było desek tańszych niż 250pln etc. Wówczas jakoś bardziej każdy z nas czuł się ze sobą związany i zależny od siebie. Ale tak jak mówisz deskorolka to cały czas szkoła życia, ale zmieniają się okoliczności i priorytety. Pamiętasz ustawki bez telefonu komórkowego?
Ostatnio nawet nad tym rozmyślałem. Naprawdę ciężko jest to teraz zrozumieć młodemu pokoleniu którzy niemal od przedszkola posiadają telefony komórkowe i chociażby komunikatory Gadu Gadu. Wtedy wiedzieliśmy w jakich godzinach mogliśmy się ewentualnie zastać w domu i w tym czasie załatwialiśmy ustawki. Jeżeli komuś zdarzyło się spóźnienie to sorry dzień spędzał sam, więc spóżnień na umówioną godzinę były niewiele. Po za tym w Gdańsku każdy wiedział, że może w ciemno jechać na miejscówkę nad Motławę i tam zawsze kogoś spotka. To była wielka magia, oczywiście masz rację ale każdy czas ma swoją magię. Uwierz że za dziesięć lat dzisiejszy dzień będzie dla ciebie równie magiczny, wszystko w naszych rękach. Dlatego róbmy by tak właśnie było, za bardzo nie rozczulając się nad przeszłością ale skoncentrujmy się nad teraźniejszością by było co za 10 lat wspominać za czymś zatęsknić.

No właśnie wspomniałeś też o pracy w Mentorze, o którym głośno było w całej Polsce ze względu na pierwsze zawody deskorolkowe organizowane na tak dużą skalę. Jechaliśmy wówczas z Hołkiem do Torunia podkręceni na maxa, czuliśmy że to będzie coś ponad przeciętność. Czy ty też „maczałeś“ w tym swoje palce?
Pan Marek „Mentor“ był strasznym zajawkowiczem. Czym się nie zajarał poświęcał się temu w 100%. Pewnego dnia zaraz po wizycie na Mystic Cup obwieścił nam że chce zrobić takie zawody w Toruniu. Patrzyliśmy na niego z niedowierzaniem ale wraz z Michałem Krawczykiem mocno się w to zaangażowaliśmy. Byliśmy w Monachium u Andreasa z IOU-Ramps by zaprojektować skatepark, pomogłem w pozyskaniu branżowych sponsorów, patronów medialnych oraz przy projekcie loga jak i całej poligrafii. Pan Marek załatwił opcję z halą no i wyłożył na to wszystko swoje „zaskurniaki”. Wszystko szło w dobrą stronę. Pierwsza edycja przeszła nasze najśmielsze marzenia, i tak na prawdę troszkę nas organizacyjnie przerosła. Wiele, rzeczy było do poprawki. Normalne, bo tak na prawdę nie mieliśmy żadnego doświadczenia w organizacji tak dużych zawodów i uczyliśmy się na tzw błędach. Widząc jaki potencjał drzemie w tej imprezie zabiegaliśmy u Pana Marka by wytypował jakąś osobę w firmie która by przez cały rok zajmowała się jedynie tematem zawodów. Niestety tak się nie stało i kolejne edycje były organizowane w sporym chaosie, nerwówce coraz bardziej nas przerastały. W pewnym momencie pojawił się również w firmie kolega Januszek nie mający zielonego pojęcia o deskorolce który chyba Mentora omamił bo ten go ślepo słuchał. No i firma powoli szła na dno a wraz z nią zawody które próbował jeszcze ratować Mayer jednak co roku za późno się za nie zabierał.

Poświęcasz wiele czasu deskorolce i  pracy powiązanej z nią. Jak dzielisz wszystkie te obowiązki, zwłaszcza że jesteś tatą zdaje się 2 dzieciaków.  Ciągłe wyjazdy, ustawki na deskę etc. , jak żona na to patrzy? Na dodatek zawsze jak się widzimy to jesteś uśmiechnięty:)
Przede wszystkim wmówiłem sobie takie coś że INFOmag to moja praca więc idę do niej na 10:00, na 8 godzin plus niemal codzienne nadgodziny. Czasami jak nie ma szefa uda wyrwać się wcześniej. He he he. No i jak każdy porządny obywatel po pracy wracam do domu, do żony która czeka z obiadem po którym albo spędzamy czas wspólnie albo idę z kolegami lub ostatnio coraz częściej z pięcioletnim synem na deskę. Raczej nic nadzwyczajnego. Z tą pogodą ducha to troszkę przesadzasz wiele osób ci potwierdzi a najlepiej moja żona że potrafię być nieźle zabeżony. No ale jak mówi staropolskie przysłowie: Widziały gały co brały!!!

Wracając jeszcze do tematu Info, to kiedy zmienił się stosunek Twojej pracy filmowca do fotografa, czym to było spowodowane? Pamiętam jak rozkręcaliśmy z Maćkiem Heczko skateboard.pl i dzwoniłem do Ciebie bo chciałem przeprowadzić wywiad, nie znaliśmy się jeszcze i chciałem zrobić wywiad z Tobą o filmowaniu, a Ty powiedziałeś że już od kilku lat nie kręcisz, czym byłem mocno zdziwiony.
Na moje wyjazdy jak tylko była możliwość pożyczałem aparat od Kamila Ortyla i jak już nie było co kręcić sporadycznie próbowałem swoich sił foto. Z czasem o zdjęcia poprosił Ślizg czy Dos Dedos i tak pstrykałem coraz więcej i częściej. Gdy pojawiła się opcja z papierowym INFOmag musiałem mocniej się tym zająć i kamera w plecaku systematycznie ustępowała miejsca sprzętowi foto. W pewnym momencie Kubie zepsuła się jego kamera więc przejął moją tym samym wyłączając mnie z grona kameramenów. Teraz mam ponownie moją kamerę ale traktuję ją już tak jak na początku fotografię czyli sporadycznie jak już nie ma co sfotografować.

INFOmagazine to także portal internetowy, kiedy wystartowaliście z tym projektem?
Oj tu nie pamiętam za bardzo. Generalnie internet traktuję tak nie do końca poważnie. To znaczy zdaje sobie sprawę z jego ogromnej roli w dzisiejszych czasach ale nie jestem przekonany czy jego nieograniczona zasobność, dostęp i anonimowość to dobra droga i dobry wpływ na deskorolkę. Pewnie mocno ułatwia życie ale ja tam osobiście zaglądam coraz rzadziej. Kilka lat temu wpisując hasło „deskorolka“ wyskakiwało kilka odnośników teraz wywołań jest tysiące. I jak w tym gąszczu znaleźć ten właściwy, najbardziej wiarygodny? Nie ma możliwości. Podobnie sprawa ma się z filmami. Codziennie jesteśmy atakowani kilkoma trajlerami, relacjami z zawodów itp. Są one różnej jakości więc coraz częściej nie mamy zamiaru tracić na nie czasu i często nawet nie oglądamy do końca. Coraz częściej nie wyłapujemy tego wartego uwagi bo wcześniej zraziłeś się tym tysiącem nieudanych. Nawet jak już wyłapujesz jakiś fajny na następny dzień, tydzień zapominasz o nim bo … jesteś atakowany kolejnymi trzydziestoma. Przykre. Po za tym mam wrażenie że te internetowo – komputerowe, nie namacalne  publikacje nie mają tego waloru historycznego czyli tego do czego z takim uwielbieniem lubimy z czasem się cofnąć. Doskonałym przykładam może posłużyć nasz dział „Początki“ w którym dekorolkowcy na łamach INFOmag opowiadają o swoich początkach. O ile starsi deskorolkowcy wygrzebują jakieś pożółkłe, pogięte zdjęcia sprzed 20 lat, to młodzi sprzed pięciu lat nie mogą znaleźć nic. Przecież pięć lat temu było łatwiej o aparat? Były już cyfrówki. Najprawdopodobniej zrobił tych zdjęć tysiące ale nie ma ani jednego, bo albo musiał sformatować dysk albo stara płyta nagle nie da się odczytać itp. Dlatego polecam korzystać z tych dobrodziejstw jednak z ograniczonym zaufaniem.

Opowiedz też czytelnikom o DSK, przybliż ten temat jak możesz najobszerniej, o co chodzi, to sklep, ekipa, co oznacza ten skrót ?
DSK to niegdyś skateshop w Warszawie prowadzony przez Kubę Perzyna na ul. Nowogrodzkiej. Pracowali w nim koledzy Tomek Kotrych, Gutek Szymański Benek Kojło i mimo że była to praca, czasy DSK wspominają jako te najlepsze w swoim deskorolkowym życiu. Niestety jak to ktoś kiedyś powiedział że na deskorolce nie da się zarobić więc DSK nie chcące poddać się ciśnieniu na HipHopowy biznes czyli Mass, Clinic itp  po prostu upadło. Upadło jako sklep ale jako ekipa, familia wspólnie spędzająca cały dzień ze sobą na desce nigdy nie umarło. Mi jako stałemu gościowi od zawsze pojawiającemu się w ich zacnym gronie z czasem również pozwolono czuć się członkiem DSKfamily. Kiedyś w luźnej rozmowie doszliśmy z Kubą do wniosku że można by było wspólnie spróbować reaktywować DSK na początku jako sklep internetowy a z czasem może i stacjonarny. Chłopaki mimo że oczywistym jest to że to już nie będzie to, czym było za czasów Nowogrodzkiej, bardzo się tym pomysłem zajarali. Mimo wielu propozycji ze strony innych skateshopów nigdy nie zrezygnowali z „teamowania“ mimo że od czasu zamknięcia sklepu do dziś nie otrzymują od DSK w zasadzie nic. Podobnie jest z Michałem Jurasiem który zrezygnował ze sponsoringu 360sklep by być w DSK nie mając z tego żadnych profitów. Sklep internetowy działa od roku a stacjonarny tak na dobre otworzy się we wrześniu w Toruniu. Wszystko powoli idzie do przodu ponieważ wszystko robimy sami ale może wkrótce wejdzie to na normalne zasady działania i mamy nadzieję że będziemy mogli się chłopakom kiedyś za tą ich „postawę“ zrewanżować.

Mistrzowskie podejście i idea, zwłaszcza że świadczą o niej nazwijmy to „deskorolkowi idole” młodszego ale też i starszego pokolenia deskorolkowców, a życie wielu dawno zdominował pieniądz. Powodzenia w czasach kiedy na desce nie da się zarobić:) heh
Tak byśmy się dobrze zrozumieli, dla mnie „zarobić” jest pojęciem względnym. Dla jednych 10 złoty będzie zarobkiem dla innych 5 tyś. nie jest grą wartą świeczki. Generalnie deskorolka to jeden wielki biznes i zawsze nim był odkąd ona powstała. Gdyby tak nie było nie miałbyś pojęcia że deskorolka w ogóle istnieje a najpewniej jej by w ogóle nie było. Pomyśl skąd wiesz o swoim ulubionym deskorolkowcu? Czy miałeś kiedyś jakiegoś który nie reprezentował jakiejś firmy, produktu? Nie jesteś w stanie jeździć na desce nie dając komuś zarobić. Jakakolwiek deska trafi w twoje ręce może być nawet „blank“, to jest przez kogoś zrobiona i ten ktoś na niej zarobił. Nie ma mocnych. Nie ma w tym nic obrzydliwego to normalne funkcjonowanie naszego świata wczoraj, dziś i jutro. Ważne by być na tyle świadomym by wiedzieć gdzie twoje pieniądze trafiają i czy zostaną one w dużej części w tym deskorolkowym krwioobiegu. Wtedy jest szansa że wrócą one do ciebie w formie filmu, zawodów, jakiegoś pro który będzie cieszył twoje oko swoją jazdą i będzie motywował do jazdy a być może nawet jakiegoś wsparcia. Pamiętaj nie ma dobrych wujków którzy wyprodukują ci cokolwiek, poświęcą swój czas, pieniądze by na tym nie zarobić. Nie byłoby deskorolki i nie była by ona na takim poziomie bez tego biznesu i każdy zdrowo myślący skejcik to wie. Nie wiem dlaczego u nas często podnoszone są głosy sprzeciwu, oporu.

Pewnie jest  wiele rzeczy, o które zapomniałem Cię zapytać w trakcie naszej rozmowy, dlatego może Ty mi  pomożesz  i podpowiesz co takiego ważnego jeszcze się działo a było Twoim projektem, w mniejszym lub większym stopniu brałeś w tym udział i nie chodzi mi tu zupełnie o przechwalanie się, czy coś w tym rodzaju.
Wiesz co mi się wydaję że tak dużo już postawiono tych cegiełek w rozwoju naszej rodzimej deskorolki że nie sposób ich wszystkich w tej chwili wymienić. Uważam również że każdy robiący jakieś własne pozytywne ruchy w mniejszym bądź większym stopniu dokłada się do naszego rozwoju. Bez znaczenia czy robi to na skalę ogólnopolską, czy bardziej lokalną. Najważniejsze by emanowały pozytywnymi reakcjami a nie jak niestety zbyt często się u nas zdarza mające przede wszystkim na celu uderzenie, ugodzenie kogoś. Rób swoje, co czujesz i nie patrząc na innych.

A na taki koniec końców, to pewnie jest coś na co chciałbyś uwrażliwić deskorolkowców i zwrócić ich uwagę? Może jakaś złota myśl?
Nie mam złotych myśli i przesłań bo jeszcze za młody jestem by poczuć się Mesjaszem. To co mogę polecić młodym to to by starali się na desce zawsze dobrze bawić i w najbardziej możliwy sposób urozmaicali sobie tą jazdę. Wyjazdy, jazda po różnych miejscówkach, skate grille, wspólne oglądanie filmów, wertowanie gazet, nawiązywanie znajomości w innych miastach, budowa spotów. Deskorolka to nie tylko tricki ale cały sposób na życie. Nie popadajcie w rutynę zamulając na waszym skateparku, bo to nie prowadzi do niczego pozytywnego. Wyciśnij z deskorolki pozytywy jakie w sobie nosi a uwierz że jej zasoby są nieograniczone i mówi ci to 34 latek któremu już czasami ciężko podskoczyć pod krawężnik a nadal czerpie przyjemność z deskorolki.

Dzięki za rozmowę i powodzenia w tym co robisz i co masz w planach zrobić. Jak najdłużej na desce! Zdrówka.

Published in Felietony Wydarzenia

Comments are closed.