Skip to content →

Mateusz Paszkiewicz – wywiad

Część za Was może nie kojarzyć tego nazwiska, ponieważ Mateusz nie jest postacią, która naświetla się wszędzie gdzie się da. Z pewnością natomiast kojarzycie takie tytuły jak System Skate Magazine, czy ostatnio Free Mind Magazine, które Mateusz tworzył i tworzy nadal, dzięki czemu polskie media skejtowe nabierają żywszych kolorów. Mateusz to deskorolkowiec, który w pewnym momencie wpadł na pomysł, że połączy przyjemne z pożytecznym i stworzy deskorolkowy magazyn. Chłopak nie miał lekko na początku, bo pochodzi z niewielkiego miasta na Pomorzu – Tczewa, a w branży skejtowej nie znał zbyt wielu. Mimo to pokazał sobie i innym, że się da zrobić coś, mając tylko masę zajawki, predyspozycje, pomysł i ogromne chęci. Dlatego zapraszam do przeczytania wywiadu z nim i poznaniu nieco bardziej osoby Mateusza Paszkiewicza.

Wiktor: Hej Mateusz, przedstaw się proszę i powiedz kilka słów o sobie.
Mateusz:
Cześć nazywam się Mateusz Paszkiewicz, mieszkam w Tczewie, który leży na Pomorzu, ok. 30 km od Trójmiasta. Od jakiś 7-8 lat jeżdżę na deskorolce i jeżeli chodzi o magazyny deskorolkowe, o które zdaje się zamierzasz mnie zapytać, to zajmuję się nimi od  ponad dwóch lat.
Wiktor: Powiedz jak się zaczęła Twoja przygoda z deską?
Mateusz: Do mojej  klasy trafił koleżka, który jeździł na deskorolce i on się trzymał z miejscowymi deskorolkowcami,  poprzez tą znajomość powoli też się w to wkręciłem. Mam też taką ciekawostkę, że zanim zacząłem jeździć, to grałem w piłkę nożną, głównie na bramce. Często droczyliśmy się ze sobą, ja najeżdżałem na deskorolkę on na piłkę nożną. W końcu kupiłem swoją pierwszą deskę, używaną Killer Loop i tak ta przygoda trwa do dziś.
Wiktor:
Żeby jeszcze zobrazować Twoją osobę, to powiedz ile masz lat?
Mateusz:
Mam 22 lata.
Wiktor: No to w sumie zaczynaliśmy podobnie. Ja też jak miałem 14 lat, to stawiałem swoje pierwsze kroki na desce. Też pierwszy raz gościa na desce zobaczyłem na boisku szkolnym, jak na przewróconej bramce robił 50-50, także z piłką też to w sumie miało coś wspólnego heh. Całą lekcję nie mogłem wyjść z podziwu i to był dopiero impuls do działania. Ale dobra, bo to nie ja miałem opowiadać historie tylko Ty, dlatego opowiadaj dalej jak w Tczewie wygląda sprawa jazdy na desce, przyznam że nie wiele słyszałem o tamtejszej scenie deskorolkowej.
Mateusz:
Tak naprawdę, to sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo, bo skateshopu nie ma i tak naprawdę to jeździ jeszcze ze mną dwóch koleżków.
Wiktor:
Mistrzowsko, tylko pozazdrościć….
Mateusz: Mamy teraz taką fajną miejscówkę, w opuszczonej kotłowni, którą zamierzamy teraz upgrade’ować, jest tam m.in.:  fajny betonowy bank. Tczew to generalnie  miejsce oparte swego czasu na przemyśle stoczniowym i kolejowym, będąc jednocześnie sypialnią dla Trójmiasta. Nie żebym nie cenił swojego miasta rodzinnego, bo zawiera się w nim kawał historii, ale urzędnicza śmietanka jest mierna, co automatycznie wpływa na słaby rozwój miasta. Myślę, że to taki schematyczny problem miast wielkości Tczewa w całej Polsce.
Wiktor:
To ilu mieszkańców jest w Tczewie, że nie ma nawet czegoś w rodzaju skateshopu?
Mateusz:
Tczew ma jakieś 60-65 tysięcy mieszkańców. Wiesz, był kiedyś taki sklep „Doggy Style”, oraz jakiś inny z wielką bluzą XXL na witrynie z napisem „ziom”, ale nic specjalnego. Kiedyś była tutaj scena deskorolkowa z prawdziwego zdarzenia, koleżków starszych ode mnie o kilka lat, ale w pewnym momencie wciągnęły ich imprezy, dziewczyny, dragi i się towarzystwo posypało.

Wiktor: No to rzeczywiście sytuacja nie jest zbyt ciekawa. Zastanawiam się zatem, skąd wzięła się w Tobie taka smykałka do pisanie o deskorolce a nawet tworzenia własnych tytułów skejtowych?
Mateusz:
Jak byłem młodszy, to miałem taki epizod, że pisałem do różnych portali swoje przemyślenia na temat deski, ale to był raczej bełkot i miałem chyba wtedy 16 lat. Nie myślałem wówczas w ogóle, że to może pójść w jakąkolwiek stronę. Za małolata jak napisało się jakiegoś newsa, który został opublikowany, to już było coś.
Wiktor: Pamiętam, że  jak wyszedł pierwszy numer System Skate Magazynu, to oczywistym było kto finansuje ten projekt, ale nazwisko twórcy, czyli Twoje nic mi w tym czasie nie mówiło. Przyznam, że to było spore zaskoczenie. Nie byłeś kojarzony, że tak powiem w tej „branży”, która jest w pewnym sensie hermetyczna, ale pomimo to stworzyliście razem coś ciekawego i pozytywnego o zasięgu ogólnopolskim, bo nie był to lokalny zin. Jak się w ogóle poznaliście z Tomkiem Frantem?
Mateusz: To się w ogóle zaczęło od jeszcze dziwniejszej rzeczy. Jako że lubię czytać książki, a w temacie deskorolki takowej w zasadzie nie było, to wpadłem na pomysł, że zacznę pracować nad nią. Stworzyłem konspekt i zacząłem go wysyłać do różnych osób, które zajmowały się firmami, czy dystrybucjami skejtowymi. W ten sposób też złapałem trochę kontaktów. Teraz troszkę inaczej do tego podchodzę, bo wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć i dowiedzieć żeby coś takiego stworzyć.
Wiktor:
A o czym chciałeś konkretnie napisać?
Mateusz: To miała być historia polskiej deskorolki.
Wiktor:
No to dość ambitnie przyznam.
Mateusz:
No tak ambitnie, ale teraz wiem, że jestem jeszcze zbyt zielony żeby się podejmować takiego tematu, nie mówiąc już o tym, jak bardzo byłem zielony przed laty. Spotkałem się w tym czasie także z Tomkiem Frantem i powiedziałem mu, że chciałbym pisać artykuły, a on zgodził się żeby je umieszczać u siebie na stronie. To były jakieś 2 czy 3 wywiady, felietony, dokładnie już nie pamiętam. W każdym bądź razie, w pewnym momencie zaproponowałem mu stworzenie magazynu online. Myślałem, że to trzeba robić we flashu więc szukałem grafika, ale bez rezultatów. Na szczęście Tomek ogarnął w Łodzi Marcina Zydka i jak się już okazało, że są techniczne możliwości do ruszenia z tematem, to ja zebrałem materiały i tak powstał pierwszy numer SSM.

Wiktor: I jak teraz wspominasz tą współpracę?
Mateusz:
Na pewno najfajniejszą rzeczą było to, że przez ponad rok, byłem na każdej większej imprezie deskorolkowej w Polsce i poznawałem wiele nowych osób. Po pewnym czasie, mogłem się z tego jako tako utrzymywać. Fajne było też to, że miałem uczucie łączenia przyjemności z pracą. Pomimo, że ten magazyn już nie wychodzi, to ten czas wspominam naprawdę dobrze. Wiktor: Zdaje się że wyszło ok. 10 numerów, prawda? Czemu nie wyszło ich więcej, gdyż to była ciekawa alternatywa dla istniejących na rynku tytułów branżowych?
Mateusz: System Skate Mag’ów wyszło dokładnie 11 numerów. To było trochę tak, że ja się w tym temacie zacząłem wypalać. SSM to był projekt opierający się głównie na współpracy z konkretnym dystrybutorem, przez co ja w pewnym sensie nie mogłem się dalej rozwijać, czułem coś w rodzaju kajdan tematycznych. Potem doszły do tego inne problemy co zrodziło nazwijmy to mini doła. To był dla mnie taki dziwny okres i po prostu stwierdziłem, że muszę od tego odpocząć i odciąć się na jakiś czas od tej medialnej strony deskorolki.
Wiktor: To jak to się stało, że wróciłeś do niej i zacząłeś pracować nad nowym projektem, czyli Free Mind Magazine? Zdaje się, że miałeś też przygodę z Dizasterem?
Mateusz:
Po 3 numerze SSM, zadzwonił do mnie Piotrek Dabov i zapytał czy chcę coś działać na papierze? Ja się oczywiście zgodziłem, bo to była prawdziwa zajawka.
Wiktor: A czym się tam konkretnie zajmowałeś?
Mateusz: Byłem redaktorem naczelnym jednego numeru, ale to moje naczelnictwo to nie było jak w SSM, bo w Dizasterze wiadomo, że władzę absolutną ma Piotrek.
Wiktor:
Czy jesteś zadowolony z tego wydania, który to był numer?
Mateusz:
To był 5 numer i tam była historia dotycząca filmu DOPE, nad którą pracowałem – z tego materiału byłem dumny. Jednak robienie 2 magazynów, w sytuacji gdzie na rynku są w sumie 3 tytuły, to słaby pomysł. Poza tym Dizaster, gdzie mózgiem przedsięwzięcia jest Piotrek Dabov, ma swoją wizję, z którą ja się specjalnie nie utożsamiam. Dlatego też postanowiłem pozostać przy Systemie i skupić się tylko na nim.
Wiktor:
Czy zanim ruszyłeś ze swoim solowym projektem, czyli FMM, to gdzieś jeszcze działałeś? Jak się w ogóle przygotowywałeś do uruchomienia swojego własnego magazynu?
Mateusz: Miałem jeszcze taki mały epizodzik na Tacky.pl i tam też były jakieś moje teksty, ale tak jak mówiłem, kiedy skończyłem robić SSM to potrzebowałem od tego wszystkiego małej przerwy.
Wiktor:
Podejrzewam, że jest to naprawdę spore przedsięwzięcie samemu prowadzić magazyn, ogarniać zdjęcia, artykuły, ludzi, reklamy itd.
Mateusz:
Teraz jest o tyle fajniej, że wszystkie kontakty mi pozostały, ale na początku to spędzałem po 12-16 godzin dziennie, zawierając same kontakty i rozmawiając z ludźmi. Tak jak wspominałeś wcześniej, nikt tak naprawdę mnie nie znał i to był na początku spory problem.
Wiktor: Powiem Ci, że jesteś dosyć specyficznym przypadkiem osoby, która zaczęła robić rzeczy „poważne”, z pułapu koleżki, którego nikt nie zna. To, że Ci się udało w tym wszystkim połapać jest naprawdę niemałym sukcesem.
Mateusz:
To była taka trochę chęć działania i realizowania się w danym kierunku, tyle że teraz firmuję to co robię własnym nazwiskiem. Może niezbyt jasno się wyraziłem, ale chodzi o to, że teraz jestem na swój sposób niezależny. Marketingowo, czy ideowo mogę się dogadywać według własnego uznania i to jest bardzo fajne.
Wiktor:
Kiedy zacząłeś prace nad FMM i jak wyglądały początki?
Mateusz:
Tak naprawdę, to prace zaczęły się już na przełomie maja i czerwca zeszłego roku. To był jeszcze czas, kiedy coś chciałem, ale nie mogłem i wszystko było trochę nijakie. W końcu zmobilizowałem się do pracy. Pojawił się Łukasz, który jest z mojego rodzinnego miasta, on zrobił pierwszy projekt WWW co dało mi zielone światło by ruszać.
Wiktor:
No właśnie, bo Free Mind Magazine, działa w Internecie jako portal i jako magazyn.
Mateusz:
Stwierdziłem, że nie ma co ruszać samego portalu, albo samego magazynu. Portal nie miałby takiej siły przebicia, a magazyn wychodziłby tylko raz na miesiąc (bo dążę do tworzenia miesięcznika), ale nie miałby on bazy, która nadaje codzienny rytm. To działa też na tej zasadzie, że na tym portalu zawsze ukażą się wzmianki o magazynie, bo konkurencja nie zawsze może chcieć to robić, wiesz o co mi chodzi.

Wiktor: No tak, myślę że wiem w czym tkwi sęk. Powiedz natomiast czym chcesz się wyróżniać i jaka jest rola FMM? Mateusz: To ma być magazyn, który jest dla mnie symbolem uwolnienia się od takiego mocnego marketingowego przymierza jakim był SSM, ale to też nie tak, że na kogoś najeżdżam. Chodzi mi o to, że czuję w tym projekcie wolność w podejmowaniu wszelkich decyzji. Natomiast jeżeli chodzi o stronę praktyczną, to ma to być po prostu magazyn o polskiej deskorolce. Ktoś może mi od razy zarzucić, że w pierwszym numerze było tylko 20% polskiej deskorolki, ale złożyć pierwszy numer, który będzie się składał z wartościowych artykułów dotyczących naszej sceny, to wcale nie jest takie łatwe, szczególnie robiąc to z miesiąca na miesiąc. FMM z założenia nie ma skupiać ciągle tych samych osób, tylko jest otwarty na współpracę z każdym, kto będzie miał do zaproponowania fajne zdjęcia czy artykuły. Jeszcze taką dalszą wizją jest promowanie polskiej sceny za granicą i wprowadzenie angielskiej wersji. Interesuje mnie coś takiego jak skejtowe zjednoczenie krajów wschodnioeuropejskich, czyli otworzenie się bardziej na Wschód. Chciałbym żeby w przyszłości ten magazyn w pewnym sensie reprezentował były Blok Wschodni, ale jednocześnie był otwarty na współpracę z Zachodem i innymi miejscami. W pierwszym numerze FMM był np. materiał o Izraelu. Niektórych to pewnie nie interesuje, ale ja mam akurat takie ciągoty, że kręcą mnie tematy, które łączą się z konfliktami zbrojnymi, bo tym też się trochę interesuję i rozkwit skateboardingu w takim kraju, który w pewny sposób nie jest stabilny wydaję mi się czymś interesującym.
Wiktor:
Spoglądając na Twoje dotychczasowe artykuły, to jest w nich wiele przemyśleń dotyczących zachowań skaterów, obyczajów, kondycji środowiska i tym podobnych. Rozumiem że nie jesteś ignorantem i nie podchodzisz obojętnie do tego co się dzieje w skateboardingu poza samymi trikami.
Mateusz:
Sama deskorolka, to jest coś takiego, na czym ja się wychowałem i wiele jej zawdzięczam. Tworząc magazyny, chciałbym się dołączyć do budowania tej sceny. W Polsce są warunki na to, żeby zdziałać jeszcze wiele dobrego, ale ten potencjał nie jest wykorzystywany. Jest dużo rzeczy, które mi się nie podobają i nad którymi rozmyślam. Dla mnie same triki, styl ubioru i muzyka, to rzeczy trzeciorzędne. Triki są najfajniejsze, kiedy są kreatywne. Męczy mnie to, że ludzie powtarzają cały czas te same ewolucje, że jest pogoń za nimi.
Wiktor:
Troszkę od tego ostatnimi czasy odskoczyli no. Japończycy, nie sądzisz? Na pewno widziałeś taki film Overground Broadcasting i przejazd Gou Miyagi.
Mateusz:
Dla mnie to jest coś o tyle pozytywnego, że oni sobie budują własną markę. Kiedy mówisz o kreatywności w skateboardingu to myślisz właśnie o nich, tak jak Ty teraz. To jest coś budującego i to nie jest robienie na siłę Ameryki w Polsce, Japoni czy nigdzie indziej .
Wiktor:
Dzieciaki łykają to co jest głównie w telewizji i innych mediach, gdzie deskorolka pokazywana jest z dosyć wąskiej high life’owej i nieraz mocno wykręconej strony. Chodzi o to, żeby zachować tą naturalną równowagę, zatem młodzi powinni mieć także szansę, na zobaczenia innych aspektów skateboardingu, czy to się tyczy trików, czy ogólnie całej kultury.
Mateusz: Ja podchodzę do deskorolki od strony człowieka, bo to on wymyśla triki, a nie one wymyślają człowieka. Ta ludzka strona i możliwość wyrażania siebie są w deskorolce najważniejsze. Także bardzo interesuje mnie wpływ skateboardingu na miejsca w jakich zaczyna się  pojawiać. Jaką on ma rolę i jak zmienia funkcjonalność danych miejsc. Pewnie słyszałeś o takim projekcie Skateistan w Afganistanie, gdzie grupa zachodnich skaterów stworzyła dzieciakom skatepark oraz świetlicę z dostępem do komputerów i Internetu. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że pierwsze deskorolkowanie odbywało się w basenie, w którym swego czasu fundamentaliści przeprowadzali egzekucję poprzez rozstrzelanie. Może to dosyć hardkorowy przykład, ale myślę że wiesz o co mi chodzi. Poza tym, bardzo ciekawa jest adaptacja przez deskorolkowców opuszczonych hal, hangarów czy fabryk, gdzie w zasadzie nic nie dałoby się już zrobić, ale kiedy tam pojawią się skaterzy, to miejsce to zaczyna żyć.

Wiktor: Bardzo często w Twoich dotychczasowych publikacjach spotkałem się z tematami zagranicznymi. Ciekaw jestem skąd czerpiesz pomysły oraz jak i od kogo zdobywasz materiały, na bazie których budujesz swoje artykuły.
Mateusz:
Dziś jest Internet, który pozwala na bardzo wiele rzeczy. Kiedy buszuję po sieci i trafiam na coś ciekawego, to od razu staram się znaleźć kontakt do osoby, która o tym napisała, lub zrobiła zdjęcie. W ten sposób nawiązuję znajomość i tak się to zaczyna kręcić. Zazwyczaj to wypada na plus i zaczynamy wspólnie coś kombinować. Nigdy też się nie spotkałem z takim przypadkiem, żeby ktoś był przeciwny takiej współpracy.
Wiktor: Moje doświadczenia ze zbieraniem materiałów, nie są takie kolorowe, ponieważ żeby coś od kogoś wyciągnąć, to trzeba się wiele razy przypominać i nieźle przy tym nakombinować, żeby coś złożyć w jedną całość.
Mateusz:
No tak, ale to masz chyba głównie takie doświadczenia z Polski, bo powiem Ci, że zagranicą ludzie o wiele chętniej biorą udział w takich projektach i są nieco bardziej otwarci. Nie jest to żaden wjazd na Polskę, mam tutaj wielu zaprzyjaźnionych osób, bez których nigdy nie pojawiłby się żaden numer, ale rzeczywiście nieraz łatwiej jest coś załatwić tam, niż tutaj. Ludzie zagranicą naprawdę jarają się tym, że ktoś odpowiedzialny za polski magazyn chce z nimi nawiązać współpracę. W Polsce ten klimat jest czasami taki trochę dziwny.
Wiktor:
Widzę też, że starasz się wykorzystywać nabywane kontakty i promujesz swoje przedsięwzięcia za granicą. Pamiętam, że o Free Mind Magazynie mogliśmy przeczytać w Transworld Skateboarding’u. Czy oni są chętni do publikacji takich newsów ze świata?
Mateusz: Powiem Ci, że kontakt z Transworldem złapałem jeszcze za czasów SSM. To nie jest tak, że piszę do pierwszej osoby w kontaktach i proszę żeby mi jakiegoś newsa wrzuciła. Z drugiej strony też, nie zagaduję najpierw jako „kolega”, żeby później poprosić o publikację czegoś. Staram się, by zawierane przeze mnie kontakty nie miały tylko charakteru stricte marketingowego. Zawsze za jakąś przysługę staram się w pewien sposób odpłacić, chociażby publikacją jakiś materiałów. Miałem też taką ciekawą historię, apropo tych materiałów dotyczących historii australijskiej deskorolki. Pewnego razu, trafiłem na ciekawy artykuł z niesamowitymi zdjęciami z lat 60tych i 70tych dotyczący właśnie tego tematu i strasznie mnie to wszystko wciągnęło. Napisałem do autora, czy zechciałby mi wysłać zdjęcia na płycie, tak żebym mógł je zamieścić w magazynie. Po jakimś czasie przyszła paczka, a w środku znajdowała się też wizytówka. Okazało się, że jej nadawca jest wiceszefem Globe’a. Pamiętam, że byłem wtedy strasznie nakręcony. Czasem po prostu tak wychodzi, że korespondujesz bo coś Cię zaciekawiło i nie zdajesz sobie sprawy, że Twój rozmówca jest szychą, ma własną firmę czy dystrybucję.
Wiktor:
Morał z tego jest taki, że warto się interesować tym co wokół nas i nawiązywać kontakty.
Mateusz:
Dokładnie, ale nasz problem jest jeszcze taki, że Polska leży w środku Europy a prawie w ogóle jej nie widać. Trzeba robić jak najwięcej, żeby to się zmieniło i żeby nasza scena była bardziej rozpoznawalna.
Wiktor: W zupełności się zgadzam z Tobą w tej kwestii. Zbliżając się już tak powoli do końca, to chciałbym Cię jeszcze zapytać o Twoje zdanie na temat kondycji polskich magazynów deskorolkowych.
Mateusz:
To nie jest tak, że się da ocenić same magazyny. Nie chcę teraz swojego magazynu wynosić na piedestał, ale ja mam wrażenie, że polskie magazyny utknęły w pewnym miejscu dobrych parę lat temu. Jest wiele rzeczy, które mi się nie podobają w nich, dlatego też sam postanowiłem ruszyć z własnym projektem i wiem jak wiele jest jeszcze do zrobienia. Trzeba się też zastanowić, jaka jest w ogóle rola mediów w dzisiejszym świecie.
Wiktor:
Ok., ale konkretnie, co jest nie tak, co ewentualnie przydałoby się zmienić?
Mateusz:
Magazyny potrzebują wsparcia jakim są reklamodawcy. To powinien być zgrany organizm, a tak nie jest. W wielu przypadkach brakuje w tworzeniu magazynów dobrej organizacji.
Wiktor: Czyli rozumiem, że nie do końca jest tak, że nie ma chęci do tworzenia rzeczy lepszych, ale są pewne problemy nazwijmy je technicznymi?
Mateusz:
Za dużo jest też podziałów, to na pewno bardzo osłabia działania mające na celu promocję skateboardingu.
Wiktor:
Co zatem zrobić żeby było lepiej?
Mateusz:
Moim zdaniem trzeba się otworzyć i nie robić wszystkiego w małych, zamkniętych grupkach, do których ludzie z zewnątrz nie mają dostępu. Szukać nowych rozwiązań, udoskonalać i przede wszystkim profesjonalnie podchodzić do tematu, czego sam sobie życzę.
Wiktor:
A czy Ty się przymierzasz w przyszłości do stworzenia magazynu na papierze, jak widzisz tą kwestię?
Mateusz:
Papier jak wiadomo jest bardzo fajny, ale jednocześnie w pewien sposób ogranicza działanie. Trzeba mieć dużo lepsze kontakty z reklamodawcami, bo to od nich zależy los danego medium. Teraz jest taki czas, że upadają duże, poważne papierowe tytuły i nie tyczy się to tylko skateboardingu. Myślę, że publikacje on-line to pewnego rodzaju przyszłość w mediach, dlatego też stawiam na przyszłościowy projekt.
Wiktor: Widząc to i wiedząc że jest ciężko, tym bardziej kibicuję polskim magazynom deskorolkowym, żeby się utrzymały na rynku i rozwijały. Ja mam z kolei takie wrażenie, że przez to bardziej niż na jakości, muszą się skupiać na egzystencji. Mateusz: Dokładnie, i chyba już od zbyt długiego czasu się nią zajmują.
Wiktor:
Wielkie dzięki za rozmowę i życzę powodzenia w tworzeniu FMM oraz lepszego jutra polskich mediów skejtowych. Wywiad przeprowadził WiktorS, foto: Łukasz Dubiela.

Published in Wywiady

Comments are closed.