Skip to content →

Altamont Back to the Roots – Kamuflage

Tak, tak oczy Was nie mylą i tym razem w roli krzewiciela skejtowej zajawki w Polsce, wystąpi sklep Kamuflage reprezentowany przez jego założyciela Marcina Jaskulskiego a.k.a. Jaskuła. Piszę tak nieco cynicznie, gdyż część z Was może pomyśleć, że upadliśmy na głowę i robimy tutaj reklamę warszawskiego skate shopu, czy coś w tym rodzaju. Jeżeli ktoś tak myśli to mam nadzieję, że uda mi się go wyprowadzić z błędu kilkoma spostrzeżeniami na temat Kamu oraz wywiadem z Marcinem. Długo roztrząsaliśmy to jak zostanie odebrana nagroda dla sklepu, ale w sumie fakty i postawa Jaskuła mówią same za siebie. Zapraszam do lektury wywiadu z Marcinem Jaskulskim, którego wkład w rozwój lokalnej warszawskiej sceny jest niepodważalny. Jego działania jednak są widoczne szerzej i wychodzą daleko poza granice miasta stołecznego WWA. Docenił to chociażby w tym roku magazyn INFO, przyznając statuetki dla najlepszego teamu i ridera 2008 roku, właśnie ekipie Kamuflage. Ze względu na rozmiary wywiadu w tym tygodniu prezentujemy jego pierwszą część, druga zagości na skateboard.pl dokładnie za tydzień. Jako taki wstęp to chciałbym Wam przedstawić pewną zależność. Przede wszystkim, żeby sklep mógł istnieć musi na siebie zarabiać, czyli ludzie muszą w nim kupować. Żeby sklep mógł coś fajnego robić, wychodzić z inicjatywą, wspierać lokalną scenę i riderów to musi istnieć, mieć na to kasę czyli zarabiać, zatem wracamy do punktu wyjścia. Jeżeli jeszcze nie kapujecie, to nie ma w tym nic złego jak się zarabia na deskorolce, wręcz przeciwnie jest to nie lada wyczyn. Sęk w tym, że chodzi o to żeby dawać coś w zamian, wtedy w naturze jest równowaga i wszystko gra, przynajmniej ja tak to widzę. Dla mnie skateshop Kamuflage jest właśnie takim miejscem gdzie ta równowaga jest utrzymywana. W sklepie pracują sami deskorolkowcy, powstają takie inicjatywy jak kryty skatepark, wieloosobowy team, wyjazdy, demo i toury. Kasa jaką zostawiają tam deskorolkowcy (i nie tylko) wraca do nich w postaci fajnych imprez i najzwyklejszych fantów. Wiktor: No to może od początku, opowiedz jak to wszystko się zaczęło, że otworzyliście Kamuflage i jest to skateshop a nie sklep z rowerami czy czymś tam innym? Marcin: Siedziałem kiedyś na uczelni z moim kumplem Krzyśkiem z 79th i tak sobie rozmawialiśmy o tym że fajnie by było mieć taki sklep, żartowaliśmy, wagarowaliśmy no i po paru latach wreszcie coś z tych rozkmin wyszło. Na początku dużo pomógł nam Andrzej z firmy Metoda, potem Tomek Szkiela, który zaprojektował logo, ogarniał pierwsze reklamy no i poszło… Wiktor: OK, ale jak to się w ogóle stało że otworzyłeś skateshop, a nie sklep wędkarski czy jakikolwiek inny, jeździłeś na desce czy jak to wyglądało? Marcin: W 1988 roku byliśmy z bratem u ciotki w Londynie i tam zobaczyliśmy jak chłopaki jeżdżą na szerokich deskach. My wcześniej tylko na takich wąskich rollerach śmigaliśmy, także jak wróciliśmy do Polski to był taki szpan jak teraz Ferrari, wiesz o co chodzi. Wtedy to była jeszcze komuna i ciężko było o jakikolwiek profesjonalny sprzęt, jak ktoś miał rodzinę za granicą to dostawał w paczce deskę i był szał. O skateshopach nawet nikt wtedy nie myślał. Były pierwsze zawody na Pradze na ulicy 11 listopada, jeszcze przed tymi w Pałacu Kultury i tak to jakoś zaskoczyło. W zasadzie pierwszy skateshop to były Grzybki pod Uniwersamem na Grochowie, tam można było kupować pierwsze Titusy, później był gość na stadionie czyli Burak z Łodzi, a dopiero później był sklep na Smolnej. Wiktor: Pamiętasz jaka była Twoja pierwsza deska? Marcin: Pierwszą deską to był Rob Roskop Santa Cruz, którą kupiłem właśnie na Smolnej. Wiktor: A kiedy pierwsze przeszkody? Marcin: Wtedy to były takie czasy, że po prostu szliśmy na budowę braliśmy to co było nam potrzebne do zbudowania lunch rampy i budowaliśmy ją. Nikt się nie martwił o policję bo każdy tak robił. Tak zbudowaliśmy chyba dziesiątki takich gadżetów. Prawie codziennie administracja nam te przeszkody zabierała, a my wracaliśmy następnego dnia i od nowa je budowaliśmy. Fałszowaliśmy podpisy do spółdzielni, dostawaliśmy sklejkę, kupowaliśmy gwoździe i budowaliśmy dalej. Tak w ogóle to pierwszą minirampę mieliśmy już pod blokiem w 1990 roku. W następnym roku była kolejna i tak w kółko. Wiktor: Z kim zaczynała się Twoja przygoda na deskorolce? Marcin: Z moim bratem Piotrkiem, Mają, Afra, Sokołami, Stefanami, Rybą, Picią, Radziem monterem, czasem Zielik przychodził do nas, ale on to był z drugiego końca osiedla, to już trochę mniej…. Wtedy to było tak, że jeden blok na osiedlu to byli złodzieje, drugi był dilerów a w trzecim byli sami deskorolkowcy i tak to wyglądało. No i potem to w liceum dałem sobie troszkę spokój z deską, spodobało mi się z dziewczynami, miałem Garbusa i było bardzo sympatycznie. Później pracowałem w sklepie Nike i nauczyłem się jak działa biznes w dużej profesjonalnej firmie. Właśnie wg tego wzoru, na mój sposób otworzyłem Kamuflage. Wiktor: Właśnie, dlaczego taka nazwa sklepu "Kamuflage"? Marcin: Andrzej z Metody podsunął nam tą nazwę. Kiedyś na Nowym Świecie był taki sklep "Kamuflaż" i tam można było kupić pierwsze martensy. Ten sklep się zamknął, ale nazwa okazała się dźwięczna i fajnie się przyjęła. Na początku przychodził też do nas do sklepu Tomek Szkiela, zaprzyjaźniliśmy się, zaczął u nas pracować i to była też jego pierwsza praca jako grafika. To właśnie Tomek zaprojektował logo Kamuflage. Wiktor: A jak to wyglądało z koneksjami hiphopowo deskorolkowymi w Warszawie? Jaki to miało wpływ na sklep? W swoim czasie to ostra wkrętka w rap wśród deskorolkowców udzieliła się zresztą w całej Polsce. Chodzi mi nie tylko o słuchanie ale o tworzenie. Marcin: Wiesz wtedy siedziało się na podwórku i ten klimat skejtowy był taki bardziej rapowy. W tym czasie hip hop był w Warszawie bardzo powiązany z deskorolką. Molesta, WWO, JWP – oni wszyscy jeździli kiedyś na deskach, nawet Tede. Wtedy organizowało się koncerty, imprezy itd. Takie firmy jak Metoda i Storm były powiązane z hip hopem warszawskim i to tak naturalnie współgrało i koegzystowało, a my w tym wszystkim siedzieliśmy i tam działaliśmy. Potem rap powędrował w jakąś dziwną stronę, ludzie się zaczęli od tego odwracać i powstało wtedy wiele innych zajawek. Wiktor: Masz teraz sklep w tzw galerii, gdzie przewija się masa osób, rodzice z dzieciakami itd. mógłbyś temat teamu, organizacji eventów, wyjazdów itd po prostu olać, nie wczuwać się tak bo w centrach handlowych jest przemiał ludzi, wiele sklepów funkcjonuje niewiele się udzielając ale Ty poszedłeś w inną mańkę? Marcin: Nie do końca jest tak jak myślisz, mamy duży czynsz i naprawdę wiele wydatków i każdy sklep,który nic nie robi to się prędzej czy później zamyka. Kamuflage to nasz jedyny sklep, przykładamy się do niego i musimy o niego dbać, a na dodatek udało się otworzyć skatepark. Wiktor: No właśnie jak to było z tym skateparkiem, jak udało się ogarnąć takie miejsce na dodatek zaraz obok sklepu? Marcin: No po prostu jak się tu sprowadziliśmy to stał pusty lokal, dogadaliśmy się z działem marketingu Bluecity, znaleźliśmy sponsora, którym na początku był Sprite i tak się to zaczęło kręcić. Po roku Sprite się zawinął ale skatepark został do dziś. Wiktor: A kiedy to właściwie było? Marcin: Skatepark powstał w 2004 roku. Natomiast pierwszy sklep Kamuflage powstał w 2002 roku na Woli w Wola Parku. Wiktor: A czy jak otwierałeś sklep, to miałeś już sprecyzowany plan działania? Widziałeś że będziesz tworzył team, prowadził skatepark i organizował imprezy, czy to po prostu samo przyszło? Jak działałeś na początku istnienia? Marcin: Robiliśmy różne rzeczy: bombing miasta naklejkami, jak tylko nadarzyła się okazja to organizowaliśmy zawody. Na pierwszych zawodach na Gocławiu mieliśmy jedną przeszkodę. Dużo wtedy podglądaliśmy działania konkurencji. Kiedyś jak powiedziałem Jankowi z Etyliny że otwieram sklep i chcę się dobrać do Vertu to powiedział mi że nie ma szans, a teraz po 7 latach Kamuflage jest a Vertu nie ma. Wiktor: A jak teraz wygląda sytuacja ze skateshopami w stolicy? Marcin: No co, w tej chwili to jest jeden skateshop Kamuflage i sklep typu snowskate Trik w zasadzie, wszystkie sklepy nastawione tylko i wyłącznie na sam skateboarding lub słabo prowadzone przestały istnieć. W czasach kiedy się otwieraliśmy w 2002 roku takie miejsca jak DSK Ryśka czy Smolna bez żadnych rzeczy hiphopowych nie miały jak na siebie zarobić i utrzymać na rynku. Brakowało też takiego skateshopu z prawdziwego zdarzenia. Wiktor: A czy teraz po tych kilku latach funkcjonowania Twojego sklepu, gdzie widać że robisz wiele na scenie skejtowej, to czy deskorolkowcy też dostrzegają to, przychodzą do Ciebie na zakupy, inaczej mówiąc wspierają Kamuflage? Można się z deskorolki utrzymać? Marcin: Nie wiem jaka jest w tym zasługa tego wszystkiego, ale trochę dzieciaków do nas przychodzi od lat. Przychodzili jak byli młodzi i są z nami dalej jako dorośli już ludzie. Ważne jest też to, że ciągle jest rzesza młodych, nowych zajawkowiczów. Od 2 lat przychodzą do nas też dziewczyny po deski, nie wszystkie umieją jeździć, ale kręci je ten klimat, wiesz o co chodzi. Dzieciaki muszą mieć deskę, a każdy młody chłopak miał z nią styczność w jakiś tam sposób. Wiktor: Czyli mam rozumieć, że deskorolka jest po prostu modna i popularna? Marcin: Deskorolka w Warszawie ma się naprawdę dobrze i coraz bardziej się rozkręca. Poza tym dużo starszych osób, które nie miały przez dłuższy czas styczności z deską przychodzi do nas po sprzęt i wpadają wieczorkiem się poodpychać. W weekendy z kolei nie ma starszych ale jest cała masa dzieciaków stąd (WWA), ale też w zasadzie z całej Polski i już od godziny 8 – 9 przed otwarciem koczują przed skateparkiem bo np. pociąg z jakiegoś większego miasta przyjeżdża rano na Zachodni a z niego to już rzut kamieniem do nas. To samo jak organizujemy zawody. Wiktor: No właśnie, we wrocławskim dobrym i dużym, krytym skateparku nic się nie dzieje, o zawodach nie słychać, zupełne przeciwieństwo Kamu. Marcin: Tam jest po prostu biurokracja, polityka i głupota. Tu mamy skatepark stricte deskorolkowy, nie pod rolki, bmx itd. Projekt był skonsultowany z wieloma deskorolkowcami i to dla nich ten park jest przeznaczony. Spędziliśmy w nim wiele nocy budując i remontując go. Niektóre przeszkody są bez remontu od samego początku. Tak jak mówiłem, jak mieliśmy po 12 lat robiliśmy setki launch rampów, nie były to może takie przeszkody jak teraz, ale doświadczenie i obycie zostało… Wiktor: Jak bardzo pomaga przy prowadzeniu sklepu to, że tak blisko jest taki skatepark? Marcin: Pomaga i to bardzo. Raz że dla dzieciaków, bo przez cały rok mogą tu pojeździć i szkolić umiejętności, zwłaszcza przez sezon zimowy. Nie jest tak, że jak jest miesiąc chlapy to ktoś miesiąc nie wychodzi na deskę, bo na szczęście jest kryty skatepark. Dwa, że jak otwieraliśmy skatepark to sprzedawaliśmy jedną deskę tygodniowo, a teraz wiesz, deskorolki sprzedają się dużo lepiej, kupują młodzi i starsi. Sam wiesz jak to jest z deskorolką, to nie jest prosta zabawa, wielu próbuje a niewielu zostaje. Ja jak kiedyś kupiłem szybkie koła do deski to tego samego dnia złamałem sobie rękę. Oczywiście rodzicom powiedziałem że przytrzasnęła mi ją winda. Bo następnego dnia mieliśmy jechać na Dworzec Centralny, ale niestety ręka poszła do gipsu. cd w przyszłym tygodniu, stay tuned… Tradycyjnie do laureata wyróżnienia ABTTR wędruje dyplomik na ścianę i prezent od Altamont.

 

 

 

Published in Felietony Wydarzenia

Comments are closed.